sobota, 16 lutego 2013

ROZDZIAŁ 60

Otworzyłam oczy i okazało się, że leże wtulona w Zbyszka. Julka pewnie dawno temu wstała i nie chciała nas budzić. Pocałowałam go w pierś i bardziej się w niego wtuliłam. Byłam zaskoczona takim obrotem sprawy. Nie chciałam go znowu stracić, ale istniał nadal fakt, że jestem żoną Victora. Nie chciałam jednak teraz o tym myśleć. Zamknęłam oczy i wdychałam zapach Bartmana. Na dole panował niezły hałas, który obudził Zbyszka.
- Cześć - był zaskoczony że jestem wtulona w niego.
- Hej - pocałowałam go w usta i zaczęłam wstawać. Złapał mnie za rękę i już leżałam pod nim. Zaczął mnie torturować, a ja z całych sił starałam się nie wybuchnąć śmiechem, ale mi się nie udało.
- Zbyszek no
- Też cię kocham - spojrzałam na niego i nagle przestał. Zabrał się za te przyjemniejsze tortury. Zaczął delikatnie od moich ust i schodził coraz niżej. Gdy dotarł do brzucha, babcia zawołała mnie z dołu. Zaczęłam znowu się śmiać; złapałam poduszkę i lekko uderzyłam go w głowę, co było sporym błędem bo znowu zaczął mnie łaskotać.
- Wujek, co robisz cioci? - wpadła do pokoju Julka.
- Torturuje ją.
- Julka błagam cię pomóż mi - powiedziałam między jednym śmiechem a drugim.
Mała wskoczyła na Zbyszka i sama zaczęła go łaskotać, ale przegrała tę walkę. Uratowałam ją od złego wujka i natarłyśmy na niego.
- No pięknie - powiedział Igła. Dopiero teraz go zauważyłam; nagrywał całe zajście i miał z nas świetny ubaw. Zbyszek wycelował poduszką i trafił idealnie w jego głowę.
Gdy skończyli bitwę, Krzysiu zabrał Julkę na dół, a my się ubraliśmy; przy czym Zbyszek wcześniej wpakował się mi pod prysznic i nie chciał wyjść. A może i ja po części tego nie chciałam? Ubrana w różowe szorty i czarną bokserkę zeszłam na dół. Większość już leżakowała na podwórku i po chwili ja też do nich dołączyłam. Korzystali jak tylko mogli z wolnego, a przy okazji że było ciepło to się opalaliśmy. Zbyszek wyszedł w samych krótkich spodenkach i położył się koło mnie. Wcześniej patrząc czy wszyscy mają zamknięte oczy dał mi szybkiego całusa.
- Ej mam pomysł - powiedziała Mandy - chodźcie wszyscy pojedziemy nad rzekę co? Tutaj nie daleko jest.

Po południu już wyjeżdżaliśmy, więc ja byłam jak najbardziej za. Niestety nie wszystkim się chciało. Ja, Zbyszek, Mandy, Patryk, Ziomek, Igła i Kurek tylko wyraziliśmy taką chęć. To było tylko pięć kilometrów stąd, więc stwierdziliśmy, że skoczymy rowerami. Co prawda musiałam dwa pożyczyć od sąsiadów, ale liczyła się zabawa.
- Julka będziesz grzeczna? - spytał Igła małą.
- Wujek, nie musisz się mną przejmować. Popilnuje tutaj wszystkich. Spokojna głowa. Poza tym Sebastian też zostaje - uśmiechnęła się szeroko do niego.
- Julcia my nie długo wrócimy - uklęknęłam przed nią.
- Ciocia no nie martw się o mnie - powiedziała tonem dziecka, które uważa że ma co najmniej z 20 lat. Zaczęliśmy się wszyscy śmiać. Pożegnałam się z nią i wyszłam na drogę. Po chwili cała ekipa dołączyła do mnie i ruszyliśmy. Te pięć kilometrów to w rzeczywistości było około dziesięciu. Ale to zachowałyśmy z Mandy dla siebie.

- Kurde, gdzie wy nas zaprowadziłyście - usłyszałam przerażonego Kurka, gdy przejeżdżaliśmy przez ciemny las.
- Chyba się zgubiliśmy - powiedziałam na serio. Nie kojarzyłam tego miejsca; po chwili jednak wyjechaliśmy na asfalt i już odzyskałam orientacje. Pół godziny później dojechaliśmy do rzeki. Panowie rzucili swoje rowery i wskoczyli od razu do wody. Było sporo ludzi i lekko zdziwił ich widok siatkarzy.
- Nikola? - usłyszałam gdy zdejmowałam szorty. Odwróciłam się i zobaczyłam Igę.
- Cześć - przytuliłam ją mocno. - Ej byłam u was po rowery. No ale widzę, że wyprzedziłaś nas. Co tam słychać?
- Wpadłam tylko na chwilę do znajomych - wskazała grupkę na plaży. - Do kiedy zostajesz?
- Po południu jedziemy.
- Widziałam was wczoraj przez balkon. Niezła grupa się u was zebrała. - zaczęła się śmiać.
- Nom, gościnność to powszechnie znana cecha mojej babci.
Niestety musiała już iść, a ja wskoczyłam do wody. Natychmiast poczułam jak ktoś mnie ciągnie za nogę. Zanurkowałam pod wodę i zobaczyłam Igłę. Wyszczerzył się do mnie i odpłynął jak najdalej. Oczywiście nie tylko on próbował mnie utopić. Najwięcej z tym wspólnego miał Bartman. Raz tak mnie wciągnął, że całkiem przypadkowo nawet udało mu się pocałować mnie w usta. No może kilka razy tak się zdarzyło. Po jakimś czasie intensywnego pływania wyszliśmy na ląd. Skóra odmoczyła mi się do granic możliwości. Powoli kierowaliśmy się do domu. Niestety wypiliśmy cały nasz zapas wody i musieliśmy skoczyć do pobliskiego sklepu.

- Nikola pamiętasz jak chodziły ploty, że na tej dyskotece pojawił się kiedyś diabeł? - ten temat był uwielbiany przez Mandy. Zabraliśmy ich specjalnie inną drogą, żeby trochę nastraszyć. Znowu jechaliśmy lasem; po lewo była sieć budynków rozrywkowych: między innymi ta dyskoteka, puby i tego typu rzeczy. Z tym diabłem to była plotka na serio.
- Ej bo wiecie co - zaczęłam podjeżdżając do nich - bo tu była taka kobieta. No i tańczy sobie i podchodzi do niej mega przystojny facet. I poczuła że nadepnął ją na stopę i odruchowo spojrzała w dół. A tam kopyta i te sprawy. I spojrzała znowu na jego twarz i zauważyła rogi. Potem jeszcze były wersje, że ją zaczarował i wyprowadził na zewnątrz, po czym w tych lasach zgwałcił i zabił. Do tej pory nikt jej nie widział - powiedziałam serio. Sama miałam ciary na całym ciele.
- Nik powaliło cię? - powiedział przerażony Ziomek. W tej chwili usłyszeliśmy hałas w lesie i zaczęliśmy pedałować ile sił w nogach. Dopiero gdy wyjechaliśmy między domy, odetchnęliśmy z ulgą.
- Sama miałaś pietra - podsumował mnie Zibi.
- Noo - przyznałam zgodnie z prawdą. Podczas dalszej drogi zaczęliśmy się śmiać z własnej głupoty. Rozhahani wjechaliśmy na podwórko.

Zjedliśmy obiad i powoli zbieraliśmy się w drogę powrotną. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i całą ekipą wpakowaliśmy się do autokaru.
- Masz super rodzinę - powiedział do mnie Andrea. Przy pomocy kilku chłopaków, dziadek skutecznie wytłumaczył trenerom między innymi działanie pługów, siewników i tego typu rolniczych rzeczy. Babci sprawiała ogromną przyjemność możliwości dowiedzenia się tyle rzeczy o sporcie; wymaglowała wszystkich. 

Wracaliśmy do Spały, gdzie ja miałam się wstawić na trening i musiałam oddać Julkę. Panowie też tam mieli zgrupowanie na kilka dni. Mała przez całą drogę tuliła się do mnie i nie chciała się rozstawać. Bartman przeprowadził z nią poważną rozmowę i była spokojniejsza. Dostała nasze numery telefonów i miała się odzywać kiedy tylko chciała. Uprzedziliśmy ją tylko, że nie zawsze będziemy mogli odebrać, ponieważ mamy treningi. Całkowicie to zrozumiała i obiecała, że nie będzie nas za bardzo męczyć. Usnęła w Zbyszka ramionach, jednocześnie mocno ściskając moją dłoń. Nie pozostało mi nic innego jak tylko przytulić się do niego i zasnąć. Dojechaliśmy wieczorem do ośrodka i we trójkę kierowaliśmy się do domu dziecka. Przed wejściem czekała na nas pani dyrektor. Obiecaliśmy się odzywać do Julki, ona do nas; i po chwili szliśmy z powrotem. Zbyszek obejmował mnie w pasie; pocałowałam go w policzek i weszliśmy na teren ośrodka. Skierowałam się do swojego pokoju, gdzie zastałam Paulę. Na mój widok zaczęła się cieszyć jakby mnie co najmniej z rok nie widziała. Na Katowice dostała wolne i relaksowała się w Spale.
- I jak było. Opowiadaj - zafascynowana usiadła koło mnie gdy padłam na łóżko. Przerwał nam telefon.
- No? - Kurek miał bardzo daleko do nas żeby wstać, zapukać i wejść do pokoju. Naprawdę.
- Wpadajcie do nas. To znaczy do pokoju Ziomka i Igły. - i się rozłączył. Wzięłam szybki prysznic i poszłyśmy. Wzięłam też telefon jakby Julka miała dzwonić.
Bomboksik był już włączony i Winiar zapodawał disco w polu, jak to mówi mój wujek. Imprezka w pełni.
- Ty, Sylvester, weź trochę ciszej śpiewaj, co? Już mnie uszy bolą - upomniał Ziomka Dzik. No przepraszam bardzo, ale ten jako jedyny z nich wszystkich normalnie śpiewał. Wyjęli Twista i niestety musiałam z nimi grać. Igła, który kręcił, wymyślał niesamowite pozy; oczywiście nie mówił tego co wychodzi, tylko to co mu do głowy przyjdzie. Po chwili poplątani runęliśmy na plansze.
- Jeszcze raz - zażądał pan Maestro - Wrona, Konar, pokażcie im jak się gra w twista.
Jeden i pół nowego nabytku zastąpiły Dzika i Bartmana. Jezusie, teraz to już w ogóle był Meksyk z Chinami. Miałam nogi poplątane z nogami Kurka, jedna ręka tkwiła między nogami Konara, Wrony ręka znajdowała się znowu między moimi nogami.
- Igła, cymbale, weź nie oszukuj - oburzył się Bartek. Znowu runęliśmy i Igła kolejny raz nie chciał budować, jak to określił, tej cudownej konstrukcji. Padłam zmęczona na podłogę. Wzięłam telefon i chciałam zadzwonić do Victora, ale nie odbierał. Pewnie już spał. Potem graliśmy w grę na komputerze. Wstałam z łóżka bo w tym momencie zaczął dzwonić mój telefon. Odebrałam go i odruchowo stanęłam przodem do nich.
- Tak? - spytałam radośnie.
- ...
- Słucham? - spojrzeli się na mnie gdy usłyszeli mój głos. Czułam, że cała krew odpływa ze mnie. Telefon wypadł mi z ręki, a ja przerażona wpatrywałam się w Zbyszka.
-------------------------------------------
dzięki mojemu kochanemu braciszkowi mogę dodać wcześniej :)
pozdrawiam :*

7 komentarzy:

  1. Dziewczyno. Schodzę na zawał . ;p
    Rozdział świetny zapraszam do mnie http://siatkarzesanajlepsi.blogspot.com/2013/02/rozdzia-11.html?showComment=1361022155667#c5362333041826884362

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja myśle że albo Victor umarł albo dowiedział się o zdradzie:D pozdrawiam//Patt.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. :) I wreście z Zibim. Tylko co na to Viktor. :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeeeejku w takim momencie!!!! Czekam, czekam, czekam!!!!
    pozdraiwam, miłego weekendu!
    Ana

    OdpowiedzUsuń
  5. A może Victor leciał tupolewem do Polski?? :)
    Świetny rozdział jak zawsze!
    pozdrawiam I♥

    OdpowiedzUsuń
  6. dzięki :) jutro się wyjaśni; pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. uwielbiam twojego brata :D licze na nowy szybko! :D:D

    OdpowiedzUsuń