niedziela, 30 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 10

- Ej, co ty robisz do cholery? - spytałam próbując mu go zabrać.
- Tak słodko spaliście, że postanowiłem to uwiecznić. Tak na przyszłość - zaśmiał się.
Dopiero teraz zauważyłam, że spałam wtulona w Zibiego. Jak to się kurwa mogło stać? On nic nie świadomy dalej spał.
- Dobra, nie było tematu. A ty masz to skasować. - powiedziałam wskazując na aparat Igły.

Przez resztę podróży słuchałam muzyki, Igła czytał książkę, Zibi nadal spał, inni grzebali w swoich telefonach. O 15:30 dojechaliśmy na miejsce. Wzięłam swój bagaż i skierowałam się do środka. Nie chciałam z nimi gadać. Odebrałam klucz i skierowałam się do pokoju. Za sobą usłyszałam jak Piotrek mnie woła. Nie miałam ochoty nawet z nim rozmawiać. Miałam pokój 103 na drugim piętrze. Przebrałam się w strój do treningu, wzięłam telefon i poszłam do trenera. Zastałam go rozmawiającego z trenerem siatkarzy. Jeszcze tego mi brakowało. Podeszłam i przywitałam się.
- Witam trenerze. Dzień dobry. - podałam Andrei rękę - Nikola.
- Miło mi poznać. -  uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Trenerze, idę pobiegać. Jak coś jestem pod telefonem. - powiedziałam do pana Kacpra. Od 3 lat był moim trenerem i bardzo dobrze mi się z nim pracowało. Był wymagający, ale również i wyrozumiały. Mogłam z nim porozmawiać jak z przyjacielem, ale też jak z tatą. Jako jedyny z nielicznych potrafił mnie postawić do pionu. Przez te wszystkie lata ciężko pracowaliśmy, bym mogła pojechać na swoje pierwsze igrzyska. Nie liczyłam na jakieś wysokie miejsce. Chciałam po prostu się sprawdzić i przeżyć coś nowego.
- Dobrze. Pamiętaj, że o 19 mamy spotkanie z prezesem. -  Pan Kacper skrzywił się na samą myśl o tym.
- Będę pamiętać – odparłam z uśmiechem. Wyszłam na zewnątrz, kierując się na bieżnię. Nie daleko zobaczyłam grupę siatkarzy. Usłyszałam, że Igła mnie woła, lecz udałam że go nie słyszę. Założyłam słuchawki i zaczęłam moje pierwsze okrążenie.

Kilka lat temu nawet nie myślałam, że będę trenować biegi. Nie lubiłam tego sportu. Jako dziecko byłam dość pulchna i postanowiłam to zmienić. Zaczęłam między innymi biegać. Na początku tego nie lubiłam, ale gdy zauważyłam efekty nie mogłam przestać. Zakochałam się w tym, tak jak teraz powoli zakochuje się w siatkówce. Lubiłam czuć wiatr we włosach i wolność. 

Byłam na dziesiątym okrążeniu gdy dołączył do mnie Igła.
- Przepraszam za to w autokarze. Rozmawiałem z Zibim. On chce, ale boi się że Piotrek coś mu zrobi. I że ty nie chcesz.
- Haha no to teraz rozwaliłeś system. Piotrek nie ma nic do gadania. Dzięki za pomoc, ale sama to załatwię ze Zbyszkiem. Wy też macie spotkanie z prezesem? – spytałam ze śmiechem.
- Chyba jak każdy dzisiaj. Oby tylko to nie trwało długo. Jak zwykle pewnie będzie nam życzyć powodzenia na final six. Paweł to szczególnie uwielbia.
- Kurde, to musi być trudne dla waszych rodzin, że ciągle was nie ma.
- No takie życie sportowca. Ale pewnie coś o tym wiesz. - oboje usiedliśmy na ławce.
- Tak. Tylko, że ja mam tylko mamę. Chyba każdy rodzic przygotowany jest na to, że ich dziecko kiedyś się wyprowadzi. A wy macie jeszcze żony i dzieci.
-  Masz racje, ciężko to pogodzić. Ale jak na razie dajemy radę. Idziesz coś zjeść z nami?
- Muszę wziąć prysznic. Dołączę do was później.

Poszłam do swojego pokoju. Wyjęłam czyste rzeczy z torby i weszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic i się ubrałam. Miałam jeszcze godzinę do spotkania z prezesem. Zeszłam na dół na stołówkę. Chłopaki już chyba byli po obiedzie bo sala była pusta. Minęło dopiero 15 minut od spotkania z Igłą. Może coś mu się pomyliło?
- Witam. Co tam mamy dzisiaj dobrego? - spytałam panią, która wydawała posiłki.
- Ryż z warzywami. I delikatnym sosikiem. - odpowiedziała puszczając oczko.
- Poproszę dużą porcje. - lubiłam tą panią. Była najmilsza z obsługi. Widać było, że taka praca sprawia jej przyjemność. Zawsze uśmiechnięta i wesoła. Gdy widziała, że jestem smutna, potrafiła mnie skutecznie rozweselić. Usiadłam przy stoliku tym co zawsze i zabrałam się za jedzenie. Otworzyłam gazetę wziętą wcześniej ze stoiska z prasą.
- Co tam jemy? - usłyszałam głos Bartmana za sobą. Dzisiaj stale ktoś się za mną skradał. Nawet nie usłyszałam kiedy wszedł.
- Ryż z warzywami. Ale podejrzewam, że dla was jest coś innego. Gdzie reszta?
- Oni już chyba jedli. Ja musiałem porozmawiać z trenerem. No dobra zobaczmy co tam mamy. Pani Lusiu, co serwuje szef kuchni?
- Złotko, jak dla ciebie to mamy rybkę.
- O nie. Pani Lusiu, wie pani że ja nie lubię rybki. Nie ma czegoś lepszego? Na przykład tego co tamta pani?
- Przykro mi. - pani Lusia już nie mogła wytrzymać ze śmiechu. Jawnie się z niego nabijała.
- No pani Lusiu. Nikt się nie dowie. - W tej samej chwili do pomieszczenia wszedł Michał. Uśmiechnął się do mnie, po czym skierował się do okienka.
- To co pani Lusiu. Słyszałem, że szef kuchni podaje dzisiaj kasze jaglaną z mięsem. Dużą porcje poproszę. - W tym momencie mina Zbyszka była bezcenna. Pani Lusia wybuchła gromkim śmiechem. - O co chodzi?
- Pani Lusia w tym momencie zrobiła mnie w konia. - Powiedział Zibi spoglądając na mnie. - Miałaś z tym coś wspólnego?
 - Ja nic nie wiedziałam. - uśmiechnęłam się do pani Lusi. To jej się udało. Michał wziął swoją tace i usiadł koło mnie. Za chwile dołączył do nas Zbyszek.
- Co tam czytasz?
- A nic ciekawego nie ma. Żadnych sensacji godnych uwagi. - Michał szybko zjadł i zostawił nas samych. - A ten co?
- Nie wiem. Wszyscy się jakoś dziwnie zachowują. Może to przez stres przed Ligą Światową. I jak smakuje? – spytał Zibi wskazują na mój talerz.
- Powiem ci, że naprawdę dobre. Chcesz spróbować? – nałożyłam na widelec jedzenie i włożyłam Zibiemu do ust.
- No, dobre dobre. Chcesz moje spróbować?
- Nie lubię kaszy. - odpowiedziałam krzywiąc się.
- Jedziesz z nami do Sofii? - spytał Bartman
- Nie mam biletu. A z tego co Piotrek mówił, to już wszystkie są wysprzedane. - powiedziałam odstawiając brudny talerz. Skierowaliśmy się na zewnątrz, bo zaraz musieliśmy iść na spotkanie ze swoimi prezesami.
- Ja mam wejściówkę na cały final six jak chcesz. Gramy od 5 lipca. 8 jest finał jak oczywiście przejdziemy. - uśmiechnął się Zibi.
- Łoł, to musiało trochę kosztować.
- Zawodnicy mają gratis. - byliśmy już pod salą, gdzie zauważyliśmy większość siatkarzy.
- Okej, to ja biorę. Sprawdzę ile kosztuje i oddam ci kasę.
- Nawet nie ma takiej opcji. - odpowiedział oburzony Zibi. - to będzie taki spóźniony prezent urodzinowy.
- Umowa stoi. - odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko. Podeszliśmy do reszty chłopaków.
- Po spotkaniu musimy porozmawiać. – zatrzymał mnie na chwile Zibi.
- Dobrze. W razie czego masz mój numer jakby miało was coś zatrzymać. Ja też dam znać.
- Miejmy nadzieje, że to nie będzie trwało długo. - kurde, czemu nikt nie lubił spotkań z prezesami? Jakby to było stresujące to rozumiem. No chyba, że nie lubią długich przemów. Z tym to akurat się zgodzę. Podeszłam do swojego trenera.
- Witam trenerze. Dzisiaj tylko spotkanie z prezesem czy coś jeszcze?
- Po zebraniu chciałbym z tobą chwile porozmawiać. Chyba że masz jakieś plany?
- Nic ważnego. To może poczekać.
- No dobrze. To zajmie tylko chwile.
- Jasne szefie. – uśmiechnęłam się do niego.

W tym momencie nadszedł prezes i zaprosił nas do środka. Oprócz nas, byli również wszyscy biegacze i biegaczki, którzy mieli jechać na igrzyska do Londynu. No tak, siatkarze mieli jeszcze Sofie, a my już tylko Londyn.
-------------------------------------------
przepraszam, że tak późno, ale nie mogłam wcześniej. Za to jutro dodam około południa. jakie plany na sylwestra?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz