piątek, 21 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 4

- Nikola, idziesz na zagrywkę. – powiedział Kosa.
- Co to w ogóle jest? – spytałam jak głupia Grześka.
- Stajesz na końcu za linią i serwujesz. Pokaże ci – odpowiedział za niego Zbyszek. Poszedł za linię i wyskoczył, mocno uderzając w piłkę.
- I ja tak mam zrobić?
- Możesz delikatnie flocikiem. – tym razem odbił piłkę z miejsca.
- O, ta wersja mi się bardziej podoba. – stanęłam na końcu i zaserwowałam z całych sił. As serwisowy.
- Ej dobra jesteś! – krzyknął wysoki brunet, który przedstawił mi się jako Wojtek.
- Dobra, jedziemy dalej. Teraz ja ci wystawię, a ty zetniesz. – powiedział Igła.
- W ogóle jaką ty funkcje pełnisz w drużynie, że masz inny strój? – spytałam, stając na wyznaczonej przez niego pozycji.
- Jestem libero. Nie atakuje, nie zagrywam, nie blokuje. Dobra, odbij do mnie piłkę, potem ja do ciebie i zetniesz. Gotowa?
- Tak. – odbiłam do niego, on do mnie, po czym wyskoczyłam w górę idealnie trafiając w piłkę. Kurde, chyba zmienię zdanie o tym sporcie. Chociaż trwało to tylko dwie sekundy, to w powietrzu czułam się wolna jak ptak.

- No, to było piękne. 3 metry jak nic.
- Dzięki. – odpowiedziałam z uśmiechem.
- To co, gramy dalej. Ja, Nikola, Igła gramy razem - powiedział Zibi biorąc piłkę z kosza.

Okazało się, że miałam dość dobrą kondycje, gdyż po jednym secie tylko lekko dyszałam. Co innego było biegać zawodowo, a co innego grać w siatkówkę. Zdobyłam 8 punktów, ale podejrzewałam że chłopaki dawali mi trochę fory.
- I jak się grało? – spytał Piotrek w samochodzie.
- Chyba zaczynam zmieniać zdanie co do tego sportu. Przekonałam się, że to nie tylko podbijanie piłki, ale ciężka praca by wywalczyć punkt. Jestem dumna, że mam takiego brata. – powiedziałam do Piotrka całując go w policzek.
- To co, jutro też jedziesz ze mną?
- Trener się nie wkurzy? – spytałam, jednocześnie wyjęłam telefon słysząc dzwonek nadchodzącej wiadomości.
- Masz jego pełne pozwolenie. Stwierdził, że ktoś musi im trochę dokopać.
- Przecież ja nie umiem grać. – popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Co ty gadasz. Gdybyś widziała siebie dzisiaj.. Trener był zachwycony. Naprawdę świetnie grasz. Mamy to chyba we krwi. – zaśmiał się głośno.
-  Ta jasne. O której jutro jedziesz? – znowu dzwonek smsa. Powoli już denerwowało mnie ciągłe otrzymywanie wiadomości, że wygrałam samochód czy kasę. Czy oni myślą, że ja w to uwierzę? Teraz jednak nie nadeszła wiadomość od nich, lecz od Igi – mojej tak jakby przyjaciółki. 
„Kiedy wpadasz na wieś? I.” No tak, dzień spóźnienia i już niepokój. 
„Byłam wczoraj. Do końca tygodnia jestem w Rzeszowie. Potem wieś. Wpadnę do ciebie jak przyjadę. N.” Od kilku lat starała się zostać moją najlepszą przyjaciółką, lecz ja ciągle pamiętałam o moim jedynym i nie zastąpionym przyjacielu, który 4 lata temu zginął w wypadku. Na samą myśl o nim, łzy stawały mi w oczach. Był moim pierwszym przyjacielem, ale i też pierwszą miłością. Od tej chwili nie potrafiłam być z kimkolwiek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz