środa, 26 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 5

Z hali do domu Piotrka jechaliśmy w niespełna 10 minut. Mieszkanie było średnich rozmiarów: dwie duże sypialnie, łazienka, kuchnia. Zawsze był czyściochem, więc nie zdziwiło mnie, że mieszkanie jest wysprzątane. W tej kwestii nie byliśmy całkiem zgodni.

Zjedliśmy kolacje, pogadaliśmy trochę, wzięłam gorący prysznic i położyłam się spać. Rano obudził mnie zapach kawy. Jak to mówi mój tata: dzień bez kawy jest dniem straconym.
- Wiesz jak mnie wywołać z łóżka. – weszłam do kuchni, zastając Piotrka czytającego gazetę.
- Jak się spało?
- Dość dobrze. O której jedziemy na hale?
- Oo co za zmiana. Za jakąś godzinę. Chyba zdążysz zjeść i się umyć? – Piotrek wiedział, że zawsze rano w łazience spędzałam pół godziny. Gdyby obudził mnie kilkanaście minut później, to bym się nie uszykowała. Na śniadanie jak zwykle zjadłam jogurt i wypiłam kawę. Dwa miesiące temu miałam zdejmowany aparat, ale nadal byłam na lekkim jedzeniu.
- Dobra idę do łazienki się szykować – powiedziałam do Piotrka wstawiając kubek do zlewu. 
Mój codzienny rytuał to było wzięcie gorącego prysznica, posmarowanie się ulubionym balsamem, lekkie wytuszowanie rzęs i wklepanie małej ilości fluidu oraz wysuszenie włosów. Nie wiem jakim cudem to wszystko zajmowało mi aż pół godziny. Moje włosy koloru słomkowego jak zwykle miały własny tok życia. Kolejna cecha jaką mieliśmy wspólną z Piotrem. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju. Stwierdziłam, że skoro mam grać z chłopakami, to nie założę jak wczoraj jeansów, tylko krótkie czarne spodenki i czerwoną koszulkę. Na spodenki założyłam dresy i wzięłam bluzę.
- Dobra jestem gotowa. Możemy iść. – powiedziałam do brata, który zaczął zakładać buty.

10 minut później byliśmy już na hali. Oboje skierowaliśmy się do męskiej szatni. Byłam nieśmiała, ale nie aż na tyle by wstydzić się kilkorga przebierających się facetów.
- Kobieta w męskiej szatni? Cóż za niezwykłe zjawisko – powiedział Zibi paradując w samych bokserkach.
- I tak nie ma nic ciekawego do oglądania – powiedziałam z uśmiechem na ustach, jednocześnie patrząc się na jego krocze. W szatni zabrzmiało gromkie uuu.
 - No to cię zgasiła, stary. – poklepał Igła Zbyszka po plecach. Gdyby wzrok zabijał, to już bym leżała sztywna na podłodze. Oczy. Okej, może przesadziłam, ale nie miałam zamiaru przepraszać. Ja tego nie robię.
- Zobaczymy na boisku. Bój się. – powiedział Bartman wychodząc z szatni.
- No to dziewczyno masz przechlapane. – stwierdził Kosa ze bananem na ustach
 - Może nie będzie tak źle.

Po kilku minutach wszyscy wyszliśmy na boisko. Rozgrzewka, kilka zagrywek, ataków i zaczęliśmy mecz. Tym razem nie byłam w drużynie z Zibim. Hmm, zgadnijcie czemu.. Jeśli myślałam że nie będzie źle, to grubo się myliłam. Zbyszek wszystkie piłki kierował na mnie. W pierwszym secie naprawdę dawałam radę. W drugim było gorzej, ale i tak wytrzymywałam. Natomiast trzeci był porażką. Moje ręce były czerwone od przyjmowania mocnych piłek. Wiedziałam, że jutro będą całe w siniakach. Postanowiłam, że wezmę się w garść i pokaże temu osobnikowi że nie należy mnie atakować.
- Dajesz radę? – spytał cicho Igła.
- Spokojnie, jestem twardą dziewczynką. – odpowiedziałam z uśmiechem. Już widziałam nadlatującą piłkę. W ostatniej chwili się odsunęłam. Aut.
- Ej, miałaś to przyjąć - krzyknął oburzony Zibi.
- Nie tym razem kochany. Aut. Nie widzisz?
- Na naszym treningu nie ma czegoś takiego jak aut.
- Zbyszek, daj jej już spokój. Nie widzisz, że dziewczyna ledwo żyje? – powiedział któryś z zawodników.
- Mogła nie zaczynać.
- Powiedziałam tylko prawdę. – pośpiesznie wycofałam się do szatni, by zejść mu z oczu. Weszłam pod prysznic. Popatrzyłam na swoje ręce które już pokrywały ciemne plamy. No to świetnie. Wyszłam spod prysznica okręcając się szczelnie ręcznikiem. Do szatni wszedł Bartman.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz