niedziela, 27 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 38

Powoli wracaliśmy do domu. Trzymałam go pod rękę ponieważ nadal bałam się, że się wywalę. 

Pół godziny później zmarznięci wróciliśmy do domu.
- Gdzie wy byliście? – spytała mama wychodząc na korytarz.
- Poszliśmy was szukać. Ale nie trafiliśmy. Kiedy wróciliście? – spytałam zdejmując buty. Skarpetki miałam całe mokre.
- Jakieś pół godziny temu. A, i będziemy mieć gości.
- Kogo? – spytałam zaskoczona. Myślałam, że wszyscy już są.
- Igła z rodziną przyjadą. – spojrzałam na nią zdziwiona.
- Dzwoniłam do niego rano i nic takiego mi nie mówił. Zresztą myślałam, że mają gości.
- Babcia dzwoniła do Iwony o przepis. No i gdy babcia się dowiedziała, że będą siedzieć w domu sami w czwórkę, to zażądała że mają do nas przyjechać.
- No to super. Będzie wesoło – spojrzałam na Victora, który nie rozumiał ani słowa z naszej rozmowy.
- Kolega z drużyny Piotrka przyjedzie z rodziną. Mamo, za ile będą?
- Za godzinę powinni dojechać.

Poszłam na górę się umyć i przebrać w ciemnobrązową sukienkę, którą niedawno kupiłam na zakupach z Susan i Vanessą. Była dość obcisła i sięgała mi do połowy ud. Rękawy miała trzy czwarte i na ramionach była lekko bufiasta. Założyłam do tego obcasy w kolorze nude, pomalowałam lekko oczy i rozpuściłam włosy. Nie długo będę musiała iść do fryzjera, ponieważ teraz sięgały mi już do połowy pośladków. Pomalowałam lekko usta błyszczykiem i poszłam do sypialni odłożyć kosmetyczkę do walizki.
- O Jezu – usłyszałam za sobą. Victor stał wpatrzony we mnie.
- Za zbyt elegancko? – spytałam krzywiąc się lekko.
- Nie. Wyglądasz jak nie ty. Wiesz, na treningach jesteś przeważnie w dresie. Co za miła odmiana. – podszedł do mnie wolnym krokiem.
- Cóż, to samo mogę powiedzieć o tobie – uśmiechnęłam się. Miał na sobie białą koszulę, ciemne jeansy, czarną marynarkę i ciemne pantofle. Wyglądał naprawdę seksownie. Schodząc na dół natknęliśmy się na Patryka i Mandy, którzy byli tak samo świątecznie ubrani jak my.
- Już myślałam, że tylko ja się tak wystroiłam – powiedziała Mandy z ulgą. W ciągu tych kilku miesięcy przerodziła się w prawdziwą kobietę. Włosy miała starannie ułożone, oczy pomalowane, do tego założyła dzisiaj małą czarną, która była tak samo obcisła jak moja i podkreślała jej figurę, oraz założyła czerwone wysokie obcasy. Bardzo pewnie się w nich poruszała. Patryk był ubrany podobnie jak Victor.
- Na pasterkę nie idziesz, prawda? – spytała Mandy gdy schodziliśmy razem po schodach. Panowie rozmawiali idąc za nami.
- No nie. Moja wiara już ostatecznie wyparowała. A co się dzieje? Szykujesz to co ja myślę? - spytałam się jej z uśmiechem.
- Tak. Rok temu cię nie było.
- To jest zaproszenie? – spytałam śmiejąc się do niej.
- No. Oczywiście weź ze sobą Victora i Susan. Nie wiem czy Piotrek z Agatą będą chcieli przyjść. A i wpadnie też Radek, Aneta z mężem i Iga.
- Spora grupa – powiedziałam gdy wchodziliśmy do kuchni. Wszyscy siedzieli już w salonie, ale my musiałyśmy ustalić szczegóły. – Będziemy chwile przed 24. Dziadek się wkurzy – zaczęłyśmy się śmiać. Obie wiedziałyśmy jaki ma stosunek do mojej wiary. W tej samej chwili zapukał ktoś do drzwi więc poszłam otworzyć. Ignaczakowie.
- Nikola, jak dobrze cię widzieć – powiedziała Iwona mocno mnie przytulając.
- Stęskniłam się za wami – powiedziałam do nich, witając się jednocześnie z dzieciakami. – Igła, mój ty kochany – przytuliłam go mocno. Cieszyłam się, że Iwona była normalna i nie brała moich słów na poważnie.
- Kochana, musimy porozmawiać – powiedział Igła mi do ucha gdy go przytuliłam.
- Chyba nawet wiem o czym – odpowiedziałam mu, po czym puściłam go i uśmiechnęłam się do dzieci. – Jak urośliście. Sebastian, jesteś identyczny jak tata – zaśmiałam się do niego mierzwiąc mu włosy.

Poszliśmy wszyscy razem do salonu, gdzie panowały głośne rozmowy nad stołem. Przypomniało mi się, jak kilka miesięcy temu Zbyszek mi się tu oświadczał. Odsunęłam jednak szybko te myśli i uśmiechnęłam się do Susan, która zlukała mnie od góry na dół. Sama była w sukience, co nie było codziennym widokiem. Usiadłam między nią a Igłą. Naprzeciwko nas siedzieli Victor z Mandy i Patrykiem. Gdy wszyscy zasiedli, dziadek jako najstarszy przedstawiciel rodu wstał i uciszając zebranych walnął kilka razy widelcem o szklankę. Dzięki mamie Mandy, u nas na Wigilii nie było czegoś takiego jak dzielenie się opłatkiem. Najstarsza osoba wygłaszała przemówienie, albo jak ja to lubiłam nazywać: kazanie. Po życzeniach dziadka, ten łamał kawałek opłatka i podawał dalej żeby każdy zrobił to samo. Kilka lat temu musieliśmy składać każdemu życzenia osobno, co było długie i kończyło się słowami „nawzajem”. Teraz było szybciej. Usiedliśmy i zabraliśmy się do wspólnej kolacji.

- I jak się sprawy mają? – spytał Igła cicho, gdy zjedliśmy pierwsze danie.
- Co konkretnie chcesz wiedzieć?
- Nie chce byś wścibski. Po prostu się martwię o was, o ciebie.
- Mówiąc o was masz na myśli Zbyszka i mnie –powiedziałam, a on pokiwał głową. – No cóż, nie jesteśmy już razem. – dobrze, że przy stole panował duży hałas, ponieważ inni nie mogli nas słyszeć.
- Tak po prostu czy jest tego jakiś powód?
- Możemy tę rozmowę przenieść do kuchni? Nie chce się tu przy nich rozklejać i psuć zabawy. – wstałam i poszłam. Victor bacznie mnie obserwował, a Igła w tym czasie powiedział Iwonie o co chodzi i dołączył do mnie. Nalałam sobie kawy z ekspresu i usiadłam na krześle. Igła zrobił to samo i nachylił się nade mną.
- Nie jesteśmy razem, bo Zbyszek ma kogoś innego.
- Jesteś pewna? Pamiętam jak ostatnim razem uważałaś Majkę za jego dziewczynę – spytał dla pewności.
- Jestem pewna. Nie ma raczej w rodzinie pięknej kasztanowej dziewczyny z którą chodzi za rękę. Ale to jeszcze nie wszystko – powiedziałam ciszej. Igła cierpliwie czekał.
- Bo widzisz, ja byłam w ciąży ale na jednym z treningów poroniłam. Zbyszek oskarżył mnie o zdradę. No bo jak to możliwe, że się zabezpieczaliśmy i tu nagle taka niespodzianka. I powiedział, że to nie ma sensu: że on w Rosji, ja we Włoszech. I to był koniec – powiedziałam cicho.
- A ten Victor? – spytał Igła łapiąc mnie za dłoń. – to coś poważnego?
- Nie wiem. Zobaczymy co czas pokaże. Póki co jesteśmy na etapie poznawania się.
- A jak ci się gra w Latinie?
- Dobrze – uśmiechnęłam się szeroko. – Chociaż czasami tęsknie za Rzeszowem. Ale to chyba normalne. A wam jak idzie?
- Całkiem dobrze. A właśnie, mam dla ciebie te wejściówki. Skoro przyjechaliśmy to je wziąłem. Przypomnij mi to później ci je dam.
- Jasne. Może wracajmy już do gości żeby się nie niecierpliwili. A i prosiłabym żeby ta rozmowa została między nami. Iwonie możesz powiedzieć, ale nikomu więcej.
- Masz moje słowo – powiedział przytulając mnie. Poszłam jeszcze do łazienki, po czym dołączyłam do gości.
- Idziesz do kościoła? – spytałam Susan gdy zbliżała się jedenasta.
- A ty idziesz?
- Ja nie chodzę. Ale jak chcesz to możesz iść z moją rodziną.
- W sumie zawsze chciałam iść na msze. Długo to trwa?
- Coś około półtorej godziny.
- To mogę iść. A wy co będziecie robić?
- My urządzamy sobie taką małe spotkanie na górze. Jak wrócicie z kościoła to możesz do nas dołączyć. Tylko nikomu ani słowa – powiedziałam poważnie.
- Jasne.

Pół godziny przed północą Mandy powiedziała, że źle się czuje i poszła z Patrykiem na górę. Piotrek z Agatą szli do kościoła tak samo jak reszta. Zostaliśmy tylko ja z Victorem.
- Chodź – powiedziałam biorąc go za rękę i zaprowadzając na górę. W domu panowała idealna cisza. Weszliśmy jeszcze piętro wyżej i nadal cicho. Otworzyłam drzwi od pokoju Mandy i weszliśmy. W pokoju paliły się tylko lampki świąteczne i lampka w kącie. Mandy puściła cicho muzykę z komputera.
- O Jezu – powiedziałam na widok Radka, Igi i Anety. Wstali szybko i porwali mnie ramiona. – Udusicie mnie. – zaczęłam się śmiać.
- Widzę, że Włochy ci służą – powiedziała Igi lustrując mnie od góry do dołu.
- No – wyszczerzyłam się do niej. Przedstawiłam im Victora i potem usiedliśmy wszyscy na miękkim dywanie. Zdjęłam buty, żeby mi było wygodniej i oparłam się o Victora. Musiałam coś zrobić, żeby Radek sobie czegoś nie ubzdurał. W sensie, że jestem sama i może do mnie startować. Mandy wstała i zamknęła pokój na klucz po czym z szafy wyjęła kilka butelek nalewek.
- Skąd ty to wszystko masz? – spytała Iga.
- Robiłam sama przez całe lato. Mam nadzieję, że będzie smakować.
Jedna butelka była na dwie osoby.
- To jest ta wasza msza? – zaśmiał się Victor.
- Poczekaj na gwóźdź programu. To jest dopiero początek. Co roku mówi, że to ostatni raz i że ona na drugi dzień nie będzie zdychać. A to już się ciągnie czwarty rok.
- A co jest gwoździem programu? – spytał.
- Zobaczysz. Ale głównie to jest gra w pokera rozbieranego albo w szczerość i odwagę. Pytania są ostre. Ale to już wszyscy muszą być ostro wstawieni.
Popatrzył na mnie zdziwiony.
- Nie no żartuje. Zwykle sobie siedzimy i gadamy. Nazywamy to mszą żeby dziadek się nie skapnął o co chodzi.

- Dzisiejszy dzień jest specjalny, więc ja również mam coś takiego. – powiedziała Aneta sięgając po torbę. – Tylko jeśli to wyjdzie poza ten obszar – spojrzała na Radka - to koniec z tym. Jasne? – wszyscy pokiwali głowami. Wyjęła z torby kilka skrętów.
- Towar najlepsza klasa.
- Widzę, że z roku na rok jest coraz ostrzej. – powiedziałam z uśmiechem.
- To za tamten rok w którym z nami nie byłaś. – podała mi z uśmiechem jednego, po czym zapaliłam i mocno się zaciągnęłam.
- O kurwa. Skąd ty to masz. – pociągnęłam jeszcze raz i oddałam Victorowi. 

Po wypaleniu i wypiciu zapasu nalewek Mandy, wszyscy byli w bardzo dobrych humorach. Było około 3 gdy w miarę cicho schodziliśmy na dół. Poszliśmy do swojego pokoju.
- To chyba mamy problem – zaczęłam się śmiać na widok Susan, która zostawiła nam łóżko na którym wcześniej z nią spałam.
- Cii, bo ją obudzisz – powiedział głośno Victor.
- No a ty to już na pewno tego nie zrobisz- zaczęłam się głośno śmiać i rzuciłam się na łóżko – Dobra, możesz ze mną spać ale łapy przy sobie.
Poszłam do łazienki się umyć i przebrać. Wróciłam z powrotem na łóżko. Weszłam pod kołdrę i zasnęłam. 

Rano obudziłam się w ramionach Victora. Było mi tak ciepło, że nie chciało mi się wychodzić z łóżka. Odwróciłam się, a on mnie objął ramieniem i znowu zasnęłam. Kilkanaście minut później znowu się obudziłam. Leżałam odwrócona do Victora. Moja głowa wołała o pomoc. Wstałam i spojrzałam na zegarek. Była 11. Susan nie było w pokoju. Poszłam do łazienki się ogarnąć. Założyłam czarne rurki, białą koszule, czarną marynarkę i ciemne koturny. Zaplotłam włosy w warkocza i zeszłam na dół, gdzie było pusto. Gdzie oni wszyscy się podziali? A no tak, przypomniałam sobie nagle, pewnie poszli do kościoła. Zrobiłam kawę i wzięłam tabletkę przeciwbólową, po czym poszłam na górę. Ciocia wpadła na genialny pomysł i balkon przerobiła na taras, który w zimie służył za przedłużenie domu i przeszklony pokój z fotelami, a w lato okna były otwierane i ciepłe przyjemne powietrze wpadało do domu. W lato głównie jedli tutaj posiłki. Usiadłam w jednym z foteli z kubkiem z kawą i przykryłam się kocem. Pomachałam sąsiadowi, który odśnieżał podwórko i wygodnie się rozłożyłam. Głowa już tak bardzo nie pulsowała, ale i tak przeholowaliśmy w nocy.
- Cześć – powiedział Victor wchodząc do pokoju. Pocałował mnie w policzek i usiadł w fotelu obok.
- Jak się spało? – spytałam widząc jak łapie się za głowę.
- Możesz trochę ciszej mówić? Strasznie boli mnie głowa.
- Chodź, dam ci coś na tego typu schorzenia – uśmiechnęłam się i złapałam go za rękę. Poszliśmy do kuchni i dałam mu tabletkę.
- Chcesz coś do jedzenia? – spytałam nalewając sobie kolejny kubek kawy.
- Nie. Napije się tylko tego – powiedział stając za mną. Wyjęłam kubek z szafki i nalałam również jemu. Poszliśmy z powrotem na taras. Usiedliśmy wygonie i w ciszy piliśmy.
- Co dzisiaj robimy? – spytał Victor.
- Dzisiaj chyba przyjeżdża brat mojego taty z rodziną i jemy kolejny świąteczny obiad. Ale zobaczymy jakie mają plany jak wrócą z kościoła.

- Chodź idziemy coś zjeść – powiedział gdy dopiliśmy kawę. Złapał mnie za dłoń i pociągnął do góry. Znalazłam się w jego ramionach. Dotknęłam delikatnie jego twarzy. Miał lekki zarost, który podkreślał rysy twarzy. Wspięłam się lekko na palcach i pocałowałam. Obejmowała mnie w pasie, a ja trzymałam go z tyłu za głowę. 
Usłyszeliśmy głosy na dole i oderwaliśmy się od siebie. 
Uśmiechnięci zeszliśmy do kuchni.
-------------------------------------------
komu kibicujecie w finale PP? ja muszę wam powiedzieć, że ciężki wybór jak dla mnie;/ Ale bardziej chyba jednak jestem za Resovią :D miłego dnia :)

9 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. :) A co do PP też mam ciężki wybór. Oba zespoły są świetne i dobrze grają. Ale raczej jestem za Sovią. Pozdrawiam. ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szkoda,że Sovia przegrała ale Zaksa pokazała wyższość w tym spotkaniu. również pozdrawiam :)

      Usuń
  2. tez byłam za sovią :(
    ehhhhh nie podoba mi się para nik victor ::(

    OdpowiedzUsuń
  3. no i wróciłam z wyjazdu, a tu 3 rozdziały do przeczytania, super! ale zgadzam się z koleżanką wyżej... niki i zbyszek forever hahaha :) co do pucharu... sercem zawsze za sovią, ale zaksa była świetna! o kobietach gumy, rouziera i gladyra nie wspomnę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak już pisałam kiedyś, nie może być tylko tak kolorowo:)mam nadzieje, że wyjazd był udany :d

      Usuń
    2. fajny, dzięki. świetnie się to czyta, czekam na kolejne :)

      Usuń
  4. też uważam że zibi i nikola byliby lepszą parą ;) a co do pp też byłam za resovią, ale niestety się nie udało. jak to mówią: "dymni po zwycięstwie, wierni po porażce" :D i tego się trzymajmy .. będą jeszcze okazje do wygrania :* pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń