piątek, 22 lutego 2013

ROZDZIAŁ 65

Obudziły mnie delikatne pocałunki Zbyszka. Otworzyłam oczy i uśmiechnięta spojrzałam na niego.
- Dzień dobry - powiedziałam i poczochrałam go po włosach. - która godzina?
- Kilka minut po 5.
- No to mamy jeszcze trochę czasu - pocałowałam go z impetem i odpłacił mi się tym samym. Nie mieliśmy za dużo czasu, więc musieliśmy się śpieszyć. Przed moim wylotem kochaliśmy się ostatni raz równie ostro jak wczoraj. Jutro zaczynał się turniej, ale my grałyśmy dopiero następnego dnia. Tym razem to panowie będą mnie dopingować, ale przed telewizorem, bo większość wyjeżdżała na wakacje albo powracała do swoich klubów.

- Tak, będę dzwonić codziennie - powiedziałam do całego zgrupowania, gdy Igła wręcz zażądał, że mam dawać im oznaki życia. Uściskałam ich mocno, pożegnałam się z Julką i pocałowałam Zbyszka.
- Będę tęsknić - wyszeptał gdy go przytuliłam.
- Julka, opiekuj się wujkiem - ucałowałam ją i wsiadłam do autokaru. Nasz ślub miał przypieczętować adopcje małej; co prawda pani z opieki miała wątpliwości co do tego, ale miała nas odwiedzać i doglądać małej. Teraz tylko Igła się głowił co by tu wymyślić na wesele. Szczerze się bałam jego pomysłów. Tliła się jeszcze nadzieja w tym, że nie zdobędziemy tego najcenniejszego krążka.

Po południu dolecieliśmy do Włoszech. Musiałam zajechać do domu do Latiny i na halę. Weszłam na bardzo dobrze znany mi obiekt i się uśmiechnęłam. Te trybuny zapełnione do ostatniego miejsca podczas finału, pierwsze treningi, nie udane akcje, wściekłość trenera gdy przegrałyśmy mecz; wszystko pamiętałam doskonale. 
Nie miałam za dużo czasu, więc rozejrzałam się ostatni raz i skierowałam się do biura Marco.
- Witam - weszłam i przywitałam się z moim byłym trenerem.
- Nikola, co cię tutaj sprowadza? - uśmiechnął się na mój widok.
- Wpadłam na stare śmieci. A tak poza tym to przyjechałam zabrać też swoje rzeczy z domu - dodałam smutno.
- Tak, nikomu nie jest łatwo - spojrzał na zdjęcie całej Latiny, gdzie był również uśmiechnięty Victor. - ale trzeba iść dalej - uśmiechnął się lekko.
- Staram się iść dalej. Są dni kiedy się tak nie da, a są kiedy wręcz nie mogę nadążyć. Myślę, że z czasem się unormuje. Dobra, lecę. Odezwę się jeszcze do was. Pozdrów dziewczyny jak wrócą.

Wyszłam na świeże powietrze. Nogi same poniosły mnie najpierw do parku, a potem na cmentarz. Usiadłam koło grobu Victora i wpatrywałam się jak głupia w tablice. Zaczęłam mu opowiadać co u mnie, że wracam do Rzeszowa, że nadal go nosze w sercu; potem się popłakałam i biegiem wróciłam do domu, co nie było dobrym pomysłem. W drzwiach przywitał mnie jego zapach i znowu wszystko wracało: to załamanie, ból, tęsknota, smutek. W szafie nadal wisiały jego rzeczy, przełożone razem z moimi. Każdy skrawek materiału pachniał nim. 
Wiedziałam, że nie wytrzymam tutaj długo; to wszystko było nadal za świeże. Spakowałam szybko najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam szybko z tego domu. Z walizką kierowałam się do hotelu, gdzie w pokoju miałam spać z Anną.

- Zdenerwowana? - spytała mnie, gdy w dzień meczu wstałam z uśmiechem na twarzy.
- Raczej zmobilizowana - wczoraj na otwarcie USA gładko pokonały Włoszki. Przy okazji spotkałam się z Susan i obiecała, że dzisiaj wpadnie na nasz mecz.
Zjadłam lekkie śniadanie, i przed treningiem zadzwoniłam do Zbyszka.
- Cześć - usłyszałam jego ciepły głos.
- No hej, co tam robicie? - słyszałam w tle śmiechy.
- Jestem z Julką u Ignaczaków. Dzieciaki bawią się w ujeżdżanie Igły. - zaczął się śmiać.
- Biedny Igła - dołączyłam do niego. - a jak Julka?
- Póki co radzimy sobie. Większość czasu spędza z Sebą i powiem ci, że się świetnie dogadują - znowu śmiech.
- Wiem. Zauważyłam to na meczu. Pozostaje nam tylko czekać co z tego wyniknie. A jak powrót do Sovii?
- Em, dopiero jutro mamy trening. Póki co dostaliśmy trochę wolnego. A ty jak się czujesz?
- Jest dobrze. Kurde co tak głośno u was? Ledwo ciebie słyszę.
- Dzieciaki! - krzyknął, ale nic nie pomogło.
- Dobra, lecę na trening, a ty tam pilnuj żeby nie zamęczyły biednego Krzysia. Kocham cię i ucałuj wszystkich.
- Ja ciebie też. Trzymamy kciuki.
Rozłączyłam się i weszłam na halę. Za mną dotarło kilka pozostałych dziewczyn i trener nas dzisiaj nie męczył, tylko rozgrzewka, kilka odbić i dokręcenie szczegółów.

***

Gdy wchodzisz na hale gdzie trybuny zapełnione są po brzegi, nie skupiasz na niczym innym, tylko na grze. Żaden gwizd czy przekleństwo nie może cię wyprowadzić z równowagi. Wszystko siedzi w twojej głowie; 80% sukcesu to psychika. Gdy się rozgrzewasz, nie zwracasz uwagi kto siedzi na trybunach; liczą się dobrze rozgrzane partie ciała, żeby potem nie było żadnych komplikacji. Gdy po raz pierwszy słuchasz hymnu, przechodzą cię ciarki po całym ciele, jesteś dumna, że reprezentujesz ten kraj, ten sport, że możesz komuś sprawić radość. Liczy się udana zagrywka, atak, blok, przyjęcie; punkt, set, mecz. Ale pamiętaj o psychice.

***

- Nikola obudź się - stałam przed lustrem w szatni i walnęłam się lekko w twarz. Przebrana w strój do gry, przeglądałam się w lustrze. 40 minut przed meczem wyszłyśmy na boisko. Zdjęłam dres i poszłam się rozciągać. Skupiałam się dobrym przygotowaniu do starcia z Turczynkami.
- Abla - powiedziałam na widok młodej zawodniczki.
- Cześć, powodzenia - przywitałyśmy się pod siatką. Słowa otuchy trenera i zaczynałyśmy nasz pierwszy mecz na Mistrzostwach Świata, mój pierwszy mecz w reprezentacji. Trener puścił w wyjściowej szóstce mnie, Mariole, Anne, Izę, Agnieszkę i Asie. Jako pierwsza zaczęłam ten mecz od skutecznej zagrywki w linie na szóstym metrze; podniosło mnie to niesamowicie na duchu i się rozszalałam.
- Dobra, ta na drugiej pozycji za dobrze odbiera, nie możecie do niej kierować piłki; Nikola przyłóż trochę rękę do tych zagrywek, bo ataki póki co idą ci świetnie; dawać dziewczyny! - krzyknął trener w drugiej przerwie technicznej gdy było 16:15 dla nas. Emocje we mnie szalały, byłam tak pełna energii, że tak jak mi kazał trener nie szczędziłam ręki na zagrywce; najwyżej jutro będą mieć siniaki. Zakończyłam tego seta atakiem w Able. Na boisku nie było przyjaźni, nie liczyło się to, że znam kogoś z przeciwników. Gra to gra; jej zasady są bezlitosne. 

- Szalejesz - odwróciłam się słysząc tak dobrze znany mi głos. Zamarłam gdy to zobaczyłam.
- Co wy..co..jak to...ale.. - nie mogłam nic powiedzieć bo tak mnie zszokowali.
- Taka mała niespodzianka.
- Ciocia, jestem z ciebie dumna - mała założyła tę mniejszą koszulkę; wujek Bartman miał skuteczne metody. 
- Czemu mi nie powiedzieliście? - spytałam patrząc na wszystkich. Mama? Tata? O Jezu, czemu ja tego wcześniej nie zauważyłam.
- Nik, nie moglibyśmy tego przegapić - uśmiechnął się tata. Musiałam wracać na boisko bo zaczynał się drugi set. Nie powiem, bo podniosło mnie to na duchu jeszcze bardziej. Ania widząc moją zszokowaną minę, uśmiechnęła się.
- Wiedziałaś o tym? - powiedziałam patrząc na nią.
- No może troszeczkę - w tym momencie nadleciała piłka i musiałam ją odebrać.

Nigdy nie ocenia się przeciwnika po pierwszym secie; o ile to ty go wygrałeś. 
- Dziewczyny co się dzieje? Nikola z Izą nie pociągną tego same. Mariola, bez skutecznego odebrania nie będzie dobrego rozegrania. Jeszcze nie wygraliśmy. 
Drugi set przeszedł na korzyść przeciwniczek. 
- Spinamy dupska i dajemy z siebie wszystko - nie ma to jak mowa Agnieszki; idealnie pasowałaby do Kurka gdyby nie miała męża. Spojrzałam na trybuny gdzie siedziała cała drużyna, kurwa łącznie z Andrea, rodzicami no i Julką. Mama pokazała mi uściśnięte kciuki; przypomniało mi się jak podczas biegów też tak robiła co odblokowywało mnie totalnie. 
- No to jazda. - wyciągnęłam przed siebie rękę, podrzuciłam piłkę do góry i walnęłam z całej siły. Dziewczyny śmiały się, że mam bartmanową zagrywkę; próbowały się jej nauczyć ale coś słabo im szło i zrezygnowały. Bartmanowa zagrywka polegała na tym, że gdy osoba ją wykonująca, się potężnie wkurzyła to była piekielnie mocna. Ot tak dla zasady. 
- Nikola, nie boi cię bark? - zapytał medyk, który doskonale znał każdą moją kontuzje czy anomalie.
- Nie, jest dobrze. 
Trzeci set to był pogrom; my się odblokowałyśmy, a Turczynki zablokowały. Abla uśmiechała się smutno do mnie gdy wbijałyśmy kolejne piłki.
- Damy radę - klepnęłam w plecy Asie, widząc jej zmęczenie. Zeszłam w czwartym secie, żeby dać szanse też innym. Nie mogłam przecież pociągnąć całego meczu bo bym padła z wycieńczenia. Chociaż dzisiaj to było raczej niemożliwe. W kwadracie dla rezerwowych panowały doskonałe humory; panie były pewne, że to wygramy. No i wygrałyśmy. Wyleciałyśmy jak oszalałe na boisko. 
- Ania normalnie kocham cię - przytuliłam ją mocno, bo to ona zakończyła ten mecz. 
- To dopiero początek. Sorry za nich, ale zagrozili mi - zaczęła się śmiać.
- Taa chyba wiem nawet kto. Nie jestem zła, raczej zaskoczona.
Rozłożyłam się na boisku po meczu. Zaczęłyśmy się rozciągać i chwilę później wleciała Julka z Sebkiem.
- Ciocia ciocia - uściskali mnie prawie że dusząc.
- Sebastian! Julka! - krzyknęli jednocześnie Iwona z Bartmanem, gdy ta mała zgraja zaczęła mnie przytulać. Z Julką na rękach i Sebkiem obok podeszłam do reszty. 
- Gratulacje - pocałował mnie Bartman i przejął małą.
- No córeczko, jesteśmy z ciebie bardzo dumni - przytulili mnie rodzice. 
- Igła, ty to masz jednak pomysły - uścisnęłam go. 
- Do usług. Mam dla ciebie prezent, ale to w hotelu ci pokaże.
- Boję się już - wyszczerzyłam się do niego. 
Wróciłam do szatni, gdzie jak się można domyśleć panowały świetne humory. 
- Dałaś czadu - klepnęła mnie mocno Iza.
- Nie takie rzeczy się już robiło - uśmiechnęłam się do wszystkich. 
Wzięłam prysznic i w ubrane w dres wyszłyśmy do autokaru. Koło niego stało dużo polskich kibiców, którzy gratulowali nam z całego serca. Nie mogło się oczywiście odbyć bez zdjęć i autografów, ale dzisiaj to mi nie przeszkadzało. Zresztą lubiłam to robić. Po godzinie wróciłyśmy do hotelu, gdzie od razu porwał mnie Igła do swojego pokoju. 
- Siadaj - powiedział wskazując łóżko, na którym stał laptop. W pokoju byli prawie wszyscy inni, ale na łóżku siedzieli tylko Bartman z Julką. 
- Co tam masz dla mnie ciekawego - usadowiłam się koło nich, po czym Jula wpakowała mi się na kolana, a Zbyszek objął od tyłu.
- Oglądaj - uśmiechnął się Krzysiek, gdy wcisnął guzik na urządzeniu. Widząc pierwsze sceny, szczęka mi opadła, a reszta cicho się zaśmiała. 
-------------------------------------------
zachodzi mała zmiana w dodawaniu postów. otóż w piątki, soboty i niedziele będę dodawać w godzinach około popołudniowych. Reszta pozostaje bez zmian. 
Zaczyna się siatkarski weekend; ja trzymam kciuki za Sovie i ZAKSĘ; jak się potoczą ich losy, zobaczymy :D
http://www.youtube.com/watch?v=Fy7FzXLin7o  w mojej głowie wciąż HELLO, ale dodaje to :d
pozdrawiam :*

8 komentarzy:

  1. Sovia <3 Już tylko jedno zwycięstwo dzieli nas od półfinału! Nie mogę się doczekać ;D
    A rozdział jak zawsze mnie nie zawiódł- Julka z Sebkiem ciąg dalszy! No i kolejny świetny opis meczu.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na siódemkę, S. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może jeszcze jeden dzisiaj? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety nie, bo piszę na bieżąco i najzwyklej w świecie się nie wyrobie na dzisiaj ;/

      Usuń
  3. świetny ;) Nadrobiłam w trzy dni całego bloga i stwierdzam, że jest genialny :) Zapraszam do mnie. http://zagrywka-jest-tylko-jedna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zaglądam do ciebie na bieżąco i się już nowego nie mogę doczekać ;d

      Usuń
  4. genialny! :D
    ja mam bilety do Bełka na nd i mam nadzieję, że Sovia wygra! :D
    ~anula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. osz ty szczęściaro :d ja jutro na ZAKSA - AZS jadę xd

      Usuń