wtorek, 19 marca 2013

EPILOG

- MVP meczu zostaje Julia Bartman - usłyszeliśmy głos komentatora. Zobaczyłam jak wybiega zadowolona po statuetkę. Zbyszek ścisnął moją dłoń; odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam. Igłę znowu gdzieś porwali. Na boisko w tej samej chwili wszedł Sebastian. Nie słyszeliśmy co mówi bo był za daleko, ale zobaczyliśmy że uklęknął i wyjął pudełeczko z pierścionkiem. Julka coś powiedziała i Sebastian wstał szybko, pocałował ją w usta i założył pierścionek. Kamień spadł nam z serca, że przyjęła. Rozległy się brawa kibiców; Julia rozdawała jeszcze autografy i udzielała wywiadu, a my rozmawialiśmy z Sebastianem. Po chwili wrócił Igła.
- Muszę jechać do Warszawy - zaczął zbierać swoje rzeczy.
- Jedziemy z tobą. To znaczy za tobą - zaśmiałam się. - Odwiedzimy mamę, co?
- Jasne - pocałował mnie w czoło Bartman. Pożegnaliśmy się z Julką i Sebą i ruszyliśmy w drogę z Krzyśkiem. Zadzwoniłam do mamy, że przyjedziemy za kilka godzin; zasnęłam gdy tylko minęliśmy wyjazd z Bydgoszczy. Zbyszek obudził mnie dopiero gdy zajechaliśmy pod blok.
- Nik, jesteśmy - pocałował mnie delikatnie w policzek. Uśmiechnęłam się bo mały zaczął kopać. Odpięłam pasy i wytoczyłam się z auta. Z każdym dniem było mi coraz ciężej, ale znośnie. Złapałam Zibiego za rękę i weszliśmy do klatki.
- Zbyszek, wiem - olśniło mnie na schodach - Arek.
- Co Arek? - spojrzał zdziwiony.
- Arkadiusz Bartman. Tej opcji nie braliśmy pod uwagę - byłam cała uśmiechnięta. Wiedziałam, że to imię pasuje idealnie. Małemu też się chyba spodobało, bo znowu zaczął kopać.
- Arek - uklęknął Bartman do brzucha i zaczął go głaskać. Mały Arkadiusz wiercił się strasznie.
- Zaraz mi z brzucha wyskoczy - zaczęłam się śmiać.
- Co wy tak stoicie? Wchodźcie do środka - powiedziała mama wychodząc z mieszkania.
- Cześć Madzia - przytuliłam ją i weszliśmy. Było po północy i mama specjalnie na nas czekała.
- Może niech pani pójdzie już spać - powiedział delikatnie Bartman.
- Zbyszek, ile razy mam ci powtarzać, że jestem Magda - Bartman zawsze się zapominał, a mama musiała ciągle wyjaśniać. Zaczęłam się z nich śmiać. Po kilku minutach sama poszłam do łazienki się umyć i przebrać. Stałam w lustrze w samej bieliźnie, gdy wszedł Bartman.
- Co robisz? - spytał zdziwiony.
- Patrze jaka się duża zrobiłam.
- Oj przestań. Jesteś śliczna. - objął mnie i położył dłonie na moich, które leżały na brzuchu. - Już się nie mogę doczekać kiedy się urodzi.
- Ja też.
Wyszłam z łazienki i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Spałam gdy Bartman dołączył do mnie.

- Ale mnie zaskoczyłeś - weszliśmy do domu i odłożyłam torbę na szafkę.
- Planowałem już to od dawna - zaśmiał się Sebastian.
- Ale my przecież nigdy nawet ze sobą nie spaliśmy. To znaczy, wiesz o co mi chodzi - spuściłam zawstydzona głowę. 
- Zawsze możemy to nadrobić. A poza tym kocham cię i bez tego. - złapał mnie pod brodę i podniósł delikatnie do góry. Gdy spojrzałam w jego zielone oczy zobaczyłam, że mówi całkowicie szczerze. Zaczęłam go całować; palcami wodziłam po klatce piersiowej.
- Julia - przerwał mi. - nie musimy tego robić.
- Ale ja chce. Kocham cię i jestem gotowa. - byłam strasznie zdenerwowana, ale dalej robiłam swoje. Kierowaliśmy się ku sypialni, po drodze pozbywając się ubrań. Na łóżku położył mnie delikatnie i zaczął całować. Jego ręce pieściły moje udo, zarazem powodując dziwne uczucie w dole brzucha. Dotykałam go po gładkiej klatce piersiowej, brzuchu, twarzy. Jedną ręką odpiął mój stanik i rzucił gdzieś na podłogę.
- Jesteś pewna? - spytał jeszcze raz gdy jego palce powędrowały pod gumkę moich stringów.
- Tak - powiedziałam stanowczo. Oboje uwolniliśmy się z reszty bielizny. Zarówno dla mnie i jak dla Sebastiana był to pierwszy raz. Był moim pierwszym chłopakiem i chyba ostatnim. Oboje byliśmy zdenerwowani, ale również podnieceni. Owszem, przytulaliśmy się, pieściliśmy, ale nigdy nie doszło do seksu. Całował mnie teraz po piersi, ale nie tak jak zawsze, tylko z innym uczuciem, lepszym, powodującym głębsze doznanie. Wygięłam się z pożądania gdy ugryzł mnie delikatnie w sutka. Drugą pierś drażnił kciukiem. Nie wiedziałam, że to może być tak przyjemne. Nachylił się nade mną i spojrzał pytającym wzrokiem. Złapałam go za męskość i zdałam się na instynkt, kierując go we właściwą stronę. Gdy wszedł delikatnie we mnie, poczułam lekki ból. Sebastian poruszał się wolno, żeby nie zrobić mi krzywdy. Ból był zarazem drażniący jak i przyjemny. Zaczęłam wbijać mu paznokcie w plecy z cierpienia i ekscytacji. Wiłam się pod nim i wyginałam gdy wchodził coraz głębiej. Objęłam go nogami co rozluźniło mnie i ból zdecydowanie zmalał. Jęknęłam z rozkoszy gdy całkowicie mnie wypełnił i teraz ruszał się w szybszym tempie. W tym momencie nie myślałam; z każdym jego ruchem rozpadałam się. Złapałam za pościel i znowu się wygięłam, by czuć go bardziej w sobie. Udało nam się dojść w tym samym momencie; Sebastian porwał mnie za sobą i leżałam na nim. Myślałam, że serce zaraz mu wyskoczy z klatki.
- Kocham cię - pocałował mnie w czubek głowy. Uśmiechnęłam się szeroko szczęśliwa, z ukochanym mężczyzną u boku. Niestety zmęczona dzisiejszym meczem i seksem, szybko zasnęłam. 

- Mandy, śniadanie! - usłyszałam głos z dołu.
- Za chwilę przyjdę! - krzyknęłam dla świętego spokoju. Czy oni nie rozumieli, że ja nie jestem głodna? Nie potrafiłam i tak nic przełknąć. Od dwóch dni leżałam tylko w łóżku i płakałam. Patryk mnie zdradził. Zdradził i oszukał jak ostatnią szmatę. Nigdy mu tego nie wybaczę. Miałam ochotę w tym momencie umrzeć. Czułam się brudna, jak ostatni śmieć. Nikt nie podejrzewał co się dzieję. On nawet nie raczył zadzwonić, przeprosić czy nawet powiedzieć słowa "spierdalaj". Potraktował mnie tak jak bym nie istniała. Wyszłam z łóżka, ubrałam się w najlepszą sukienkę, związałam włosy, pomalowałam usta na krwistą czerwień. Z szuflady wyjęłam kartkę, flamaster i opakowanie żyletek, które wcześniej służyły mi do golenia. Usiadłam przed lustrem i zaczęłam pisać na kartce: " Nie będę was przepraszać za to co się zaraz stanie. Może to nie była świadoma decyzja, ale w tym momencie uważałam ją za słuszną. Nie płaczcie po mnie, bo przyjdę i was będę straszyć. Proszę, pochowajcie mnie w tej sukience i nie płaczcie. Zawsze kochająca Mandy". Kartkę położyłam obok siebie i wzięłam pudełko żyletek. Wyjęłam jedną i spojrzałam na moje lustrzane odbicie. 
- Żegnaj - uśmiechnęłam się szeroko i zaczęłam ciąć. Robiłam to już kiedyś i wiedziałam jak to cholernie będzie boleć. Palące ciepło wypełniało mój organizm, ale gdy pomyślałam o Patryku, mocniej wbijałam żyletki. Z każdym kolejnym cięciem ból wzrastał, ale ja również robiłam się słabsza. Obok pojawiła się spora kałuża krwi. Uśmiechnęłam się jeszcze raz do swojego odbicia i padłam w krew. 

Dwa miesiące później:
- Susan, ah moja Susan - Zaczęłam śpiewać radośnie.
- Ktoś się naprawdę wyspał - Susan uśmiechnęła się szeroko gdy weszłam do kuchni.
- Do tej godziny to każdy by się wyspał. Co jemy na śniadanie? - podeszłam do niej i objęłam w pasie.
- Mam w planach zrobić dla ciebie jajko po wiedeńsku, ale nie wiem czy wyjdzie. 
- Cokolwiek to będzie, będzie lepsze niż moje - nachyliła się i pocałowała mnie w usta.
- Ty mi tu się nie podlizuj kochana - uwielbiałam jej głos. Pełen radości i troski.
- Dobra nie to nie. Idę się ubrać - wyszłam z kuchni i poszłam po ubrania do garderoby. 
- I wanna thank you much, thank you very much, thank you very much - usłyszłam dźwięk telefonu. Podeszłam szybko do okna i odebrałam telefon.
- Paula, mama rodzi - usłyszałam głos Julki.
- O cholera. Wsiadam w najbliższy samolot i jestem u was - rozłączyłam się szybko i zbiegłam na dół. - Nikola rodzi - powiedziałam zadowolona.
- Trzy tygodnie wcześniej? - spytała zdziwiona. Mnie to nie dziwiło; bałam się że z nerwów urodzi dwa miesiące temu, gdy Mandy popełniła samobójstwo. Nie widziałam tego, ale podobno Nik się załamała. Miałam wolny zawód, więc nie musiałam dzwonić do szefa i prosić o wolne. Spakowałam szybko ciuchy i zarezerwowałam bilet na samolot za cztery godziny. 

Jak ona mogła to zrobić? Pomimo tego, że minęły dwa miesiące, nadal nie mogłam tego zrozumieć. Co jej trafiła do łba? 
Stałam w łazience i czesałam włosy. Zbyszek, Julka i Sebastian siedzieli w kuchni i rozmawiali. Mały zaczął kopać, więc przyłożyłam rękę do brzucha i się uśmiechnęłam. Odłożyłam szczotkę i poszłam do nich. Schodząc ze schodów poczułam jak coś spływa mi po nodze. Pode mną znajdowała się wielka kałuża wody pomieszanej z krwią.
- Zbyszek! - krzyknęłam. Wybiegł szybko z kuchni i gdy zobaczył co się dzieje, zaczął panikować. Zaalarmowana wybiegła również Julia.
- Gdzie jest torba?
- W szafie po oknem. O kurwa - całym moim ciałem wstrząsnął potężny skurcz. Bolało nie miłosiernie. Julia wróciła sekundę później i przejęłam kluczyki od Zbyszka.
- Tu nie powinno być krwi. Musimy szybko jechać - wyszłam z domu; teraz skurcze były coraz silniejsze i częstsze. Do szpitala mieliśmy pięć minut drogi.
- Nikola, jestem z tobą - Zbyszek siedział ze mną z tyłu i pozwalał miażdżyć sobie dłoń. Gdy zajechaliśmy, Sebastian popędził do środka, a ja szłam z nimi. Wyjechał z wózkiem i lekarzem obok.
- W wodach była krew - powiedziała Julia.
- Dużo?
- Połowa tego i połowa tego.
- O cholera. Siostro Marto, szybko na porodówkę. Robimy cesarkę. Skurcze są już za częste, a płodowi grozi niebezpieczeństwo - mówił to wszystko pomimo naszej obecności. Zabrali mnie na sale; Zbyszek był ze mną, ale reszta nie mogła wejść. Rozebrali mnie do naga i kazali położyć się na łóżku; podłączyli do jakichś aparatur, które głośno pykały. Pamiętam jak zaczęli dawać znieczulenie, uścisk dłoni Zbyszka i pojedyncze słowa lekarzy.

- Zabrali ją dwie godziny temu - walnęłam ze złości w ścianę.
- Julia, może jeszcze jakieś badania robią - próbował mnie uspokoić Sebastian.
- Julka, co się dzieje? - na korytarz wbiegł Igła.
- Nie wiem. Nikt stamtąd nie wychodzi. A jak coś im się stało?
- To pewnie rutynowe. Ja sam już nie pamiętam jak to było, ale też długo nie dawali żadnego znaku.
Zaczęło przyjeżdżać coraz więcej osób. Piotrek podszedł szybko i przywitał się z nami.
- Nie pozwolili ci wejść na sale? - zapytał zdziwiony.
- Jak widzisz nie. 
W tym samym momencie otworzyły się drzwi. Wyszedł z nich zapłakany tata.

- Skalpel - powiedział lekarz. Stałem nachylony nad Nikolą, delikatnie gładząc ją po głowie.
- Zaraz zobaczymy naszego synka - powiedziałem do niej. 
Lekarze szybko się uwinęli i po pół godzinie usłyszałem płacz Arka. Spojrzałem w tamtą stronę.
- Mały wygląda na całkowicie zdrowego. Nie wiemy czemu w wodach była taka duża ilość krwi. - wytłumaczył lekarz. W tej chwili aparatura po drugiej stronie zaczęła pikać.
- O cholera - powiedział lekarz. Spojrzałem na Nikole i zobaczyłem jej pusty martwy wzrok.
- Co się dzieje? - spytałem zdziwiony.
- Proszę się odsunąć. Musimy ratować pańską żonę. 
Stałem dalej osłupiony takim obrotem sprawy. Dopiero po chwili pielęgniarka wyprowadziła mnie do pomieszczenia obok i czekała ze mną, trzymając moją dłoń. Była to starsza kobieta podobna do mojej mamy.
- Już czas - powiedziała uśmiechając się delikatnie.
- Słucham? 
- Zbyszku, już czas. Nikola musi cię opuścić.
- Panie Bartman - z sali wyszedł lekarz - przykro mi ale nie mogliśmy nic więcej zrobić. Serce nie podjęło walki. 
Spojrzałem na kobietę obok, ale jej już nie było. Nie mogła wyjść innymi drzwiami ponieważ te którymi wszedł lekarz były jedyne.
- Co pan powiedział? - dopiero teraz dotarło do mnie co usłyszałem.
- Pańska żona umarła - powiedział smutno i wyszedł.
Osunąłem się po ścianie i zacząłem płakać. To nie możliwe; to musi być jakiś sen.
- Zbyszek, pamiętaj o Arku i Julce - podniosłem szybko głowę i zobaczyłem jak stoi nade mną.
- Nikola nie. Proszę cię nie zostawiaj mnie.
- Muszę. Kocham was i zawsze z wami będę - rozpłynęła się w powietrzu. Ostatnimi siłami wstałem i zacząłem iść podparty o ścianę. Wyszedłem przez drzwi, napotykając tłum ludzi, który przyszedł tutaj by powitać nowego członka rodziny oraz szczęśliwych rodziców.
- Tato, co się stało? - podbiegła Julka.
- Nikola nie żyje - powiedziałem tak po prostu. Znowu osunąłem się po ścianie i zacząłem płakać. Julia usiadła obok mnie i wtuliła się we mnie. Zobaczyłem jak Piotrek upada na kolana i zanosi się płaczem. 
- To niemożliwe - powiedział Igła i wyszedł na zewnątrz. 

Następnego dnia mogłem odebrać Arka ze szpitala. Był tak podobny do Nik, że jak na niego patrzyłem to momentalnie zaczynałem płakać. 
- Tato, daj mi to - powiedziała Julka i odebrała nosidełko ode mnie. Nie mogłem dłużej tu przebywać. Wybiegłem ze szpitala i poszedłem przez siebie. Całą drogę płakałem; nie mogłem pogodzić się z tym co się stało. Usiadłem na ławce w parku i zacząłem wyć w głos.
- Zbyszek. Już, przestań - obok mnie usiadł Igła i przytulił mnie do siebie.
- Czemu akurat ona? Jeszcze do tego Arek jest taki podobny do niej.
- Jak się dowiedziałem że Arek nie żyje też nie wiedziałem czemu tak się stało. Ale widocznie tak musiało się stać. Masz dla kogo żyć.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy po czym zabrał mnie do domu.

- Arek, chodź; załóżmy kurtkę i jedziemy do mamy - usłyszałem głos Julki z korytarza. Stałem w oknie i łzy leciały mi ciurkiem. Mimo że dzisiaj mijają równe dwa lata od jej śmierci, nadal nie mogę się z tym pogodzić.
- Jeszcze tylko buty - zaśmiał się Sebastian, gdy pewnie Arek zaczął mu uciekać. 
- Tato - powiedziała Julia i położyła mi dłoń na ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem, że płacze. Przytuliłem ją mocno. Po chwili wróciliśmy na korytarz do chłopaków. 
- Tata - powiedział po swojemu Arek. Jego blond włosy sterczały w każdą stronę, a zielone oczy były identyczne jak Nikoli.
- Synu - porwałem go na ręce i wtuliłem w siebie. Wyszliśmy wszyscy z mieszkania i pojechaliśmy na cmentarz. 
- Mama - powiedział  Arek na widok zdjęcia Nikoli które było umieszczone w samochodzie. Nie potrafiłem się z nią jeszcze pożegnać; w domu porozwieszałem jej zdjęcia, nasze wspólne, z chłopakami, nawet  z Victorem. Chciałem, żeby Arek wiedział jak wyglądała jego mama.
Zajechaliśmy na parking. Seba wyjął małego z fotelika i podał mi go. Julka złapała mnie za rękę i we trójkę szliśmy na cmentarz. Sebastian wiedział, że to jest nasz moment i nie chciał przeszkadzać. Stanęliśmy przy jej grobie.
- Dziękuje wam że mnie adoptowaliście - Julka uklęknęła przy nagrobku i położyła dłoń na płycie. - Mamo, wciąż czuje twoją obecność i nadal cię kocham - załamała się i zaczęła płakać. Jej łzy tworzyły mokrą plamę na płycie.
- Nikola, zawsze będziesz w moim sercu - spuściłem głowę i zacząłem się cicho modlić.
- Mama - powiedział po prostu Arek.
-------------------------------------------
Historia potoczyła się tak jak potoczyła. Chciałam wam podziękować, że byliście ze mną i że czytaliście to co dla was pisałam. Nie wiedziałam, że można płakać uśmiercając fikcyjną postać, ale ja płakałam. Miałam oddać ten rozdział wczoraj, ale wahałam się jeszcze; liczyłam że wena przyjdzie i da mi jakiś nowy pomysł. Owszem, dała - ale na inne opowiadania. Może kiedyś je zacznę, ale najpierw muszę zapomnieć o Nikoli. Nadal będę czytać wasze blogi bo ciekawą mnie losy innych bohaterów. 
Wasza Carmen :*

19 komentarzy:

  1. Miałam nie płakać ale wyszło jak zwykle... Smutny ten epilog. Tak mi się wydawało, że kogoś uśmiercisz. Byłoby zbyt pięknie.
    Szkoda że to już koniec ale cóż. Teraz zostało odwiedzać Twój drugi blog ;D
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. dla mnie szczęśliwe zakończenia są za słodkie i zbyt przewidujące, dlatego wyszło jak wyszło :) ja również płakałam jak to pisałam i nie było łatwo rozstawać się z bohaterami :(

    OdpowiedzUsuń
  3. ehh popłakałam się, jak mogłaś ją uśmiercić :(( załamalaś mnie :(((
    ~anula

    OdpowiedzUsuń
  4. jak nigdy nie płakałam przy różnych opowiadaniach to tutaj się po prostu poryczałam.. powiem tylko-DZIĘKUJĘ. Dziękuję za to że mogłam czytać tego bloga, za to że go pisałaś, za to że po prostu z nami byłaś (I BĘDZIESZ! :3 ) taki pomysł podrzucę- dalsze losy Julki i Sebka.? ;)
    Jeszcze raz THANK YOU VERY MUCH. ;-)
    Pozdrawiam i do zobaczenia na innych blogach.! :*
    Olgaaaa xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o i podziękuję za to, że w piątki na biologii miałam co robić :D

      Usuń
    2. dziękuje za tak miłe słowa :)
      co do Julki i Seby to może coś będzie, ale nie obiecuje ;)

      Usuń
  5. jejku strasznie płakałam piekna historia dziękuje

    OdpowiedzUsuń
  6. Przez ciebie się popłakałam :( Szkoda że Nik zmarła. Będzie mi brakować tego opowiadania, ale cóż wszystko musi się kiedyś skończyć. Dzięki za to opowiadanie ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Zabiłaś mnie tym epilogiem ...
    Myślałam, że urodzi i wszyscy będą szczęśliwi ... Wreszcie tak na stałe .... A tutaj takie coś. Siedzę i nie mogę przestać płakać ....
    Mandy i Nikola ... W jednym rozdziale tyle śmierci ... Ale gdy ktoś umiera w innym miejscu ktoś się rodzi. Taka kolej rzeczy, niestety.
    Dziękuję Ci za te wszystkie rozdziały ... Te szczęśliwie, ale też za te smutne. Twoje opowiadanie jest jednym z moich ulubionych ...
    Czekam na więcej opowiadań w Twoim wykonaniu, bo naprawdę masz talent.
    Dziękuję ... :*
    Inna.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedyś czytałam prawie identyczny epilog. Ze żona Bartmana umarła przy porodzie, wtedy tez płakałam ale teraz tego nie można nazwac płaczem! To był prawdziwy ryk! Jejku bardzo ale to bardzo się wzruszyłam, jesteś świetną pisarką. Zazdroszczę ci tego. To jest najlepszy blog jaki czytałam i myśle jaki będę czytać, pisz dalej bo masz to cos w sobie mam nadzieje że dasz nam linki do innych swoich blogów. Nie mam konta więc mogłabys mi dac link? z góry dziękuję za linki i za świetnego bloga. Pozdrawiam :) //Patt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuje ;)
      http://z-siatka-pod-gorke.blogspot.com/ to jest moje drugie opowiadanie, na które niestety już nie wrzucam tak regularnie jak tutaj;/
      masz moze gdzieś zapisanego linka do tego opowiadania o Bartmanie?

      Usuń
    2. Niestety nie, ten blog czytałam już bardzo dawno temu i juz nie pamietam jak się nazywał i w historii też go nie ma. Przepraszam :(//Patt.

      Usuń
  9. uwierz, że mi też póki co jest trudno się z nimi rozstawać ;( póki co będę kontynuować moje drugie opowiadanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję za całą tę historię... Czytanie jej wywoływało we mnie tyle emocji. Śmierć Nikoli-łzy w oczach... :( Nie wiem, co mam teraz napisać, bo jakoś nie mogę zebrać myśli. Przywiązałam się do Twojej opowieści, a tu już koniec... I to taki smutny.
    Naprawdę świetnie piszesz i mam nadzieję, że będę miała okazję przeczytać jeszcze nie jedno Twoje siatkarskie opowiadanie ;)

    Justyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki :d ty się przywiązałaśm, a co ja mam powiedzieć :) w tym momencie czuje jakąś pustke, że skończyłam tą historie :(

      Usuń
  11. załamałam się, poprostu się załamałam ! ;(((( świetne opowiadanie ale epilog bardzo smutny .... szkoda, że już to skończyłaś noo ale trudnoo ;)) myślę, że będziesz jeszcze coś pisać ;]] ii dziękuję Ci za to opowiadanie, za to że nawet "poświęcałam naukę" (:D) aby to przeczytać .. i wogóle za wszystko związane z nik, Zbyszkiem, Julka z Sebkiem i oczywiście Arkiem < ii to imię ;)) > naprawdę świetne, wspaniałe, fantastyczne opowiadanie ii z cierpliwością czekam na następny jakiś twój blog (mam nadzieję, że również znakomity jak ten) ; ]]

    Pozdrawiam i życzę weny i czasu na następne opowiadanie ;)) :*
    Goosiaa :D

    OdpowiedzUsuń
  12. przypomniałam sobie jak to było na początku, jak znalazłam tego bloga, było niecałe 1000 wejść, 11 rozdziałów... ojjj to było coś :D
    Olgaaa xd

    OdpowiedzUsuń
  13. Smutno mi się zrobiło. ;((( Myślę, że napiszesz kolejny z happy endem.

    http://ignasiawresovii.blogspot.com/ zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  14. popłakałam się , ale opowiadanie świetne .. masz talent.. jeśli wzbudza to takie emocje.

    OdpowiedzUsuń