- Muszę jechać do Warszawy - zaczął zbierać swoje rzeczy.
- Jedziemy z tobą. To znaczy za tobą - zaśmiałam się. - Odwiedzimy mamę, co?
- Jasne - pocałował mnie w czoło Bartman. Pożegnaliśmy się z Julką
i Sebą i ruszyliśmy w drogę z Krzyśkiem. Zadzwoniłam do mamy, że przyjedziemy za
kilka godzin; zasnęłam gdy tylko minęliśmy wyjazd z Bydgoszczy. Zbyszek obudził
mnie dopiero gdy zajechaliśmy pod blok.
- Nik, jesteśmy - pocałował mnie delikatnie w policzek.
Uśmiechnęłam się bo mały zaczął kopać. Odpięłam pasy i wytoczyłam się z auta. Z
każdym dniem było mi coraz ciężej, ale znośnie. Złapałam Zibiego za rękę i
weszliśmy do klatki.
- Zbyszek, wiem - olśniło mnie na schodach - Arek.
- Co Arek? - spojrzał zdziwiony.
- Arkadiusz Bartman. Tej opcji nie braliśmy pod uwagę - byłam cała
uśmiechnięta. Wiedziałam, że to imię pasuje idealnie. Małemu też się chyba
spodobało, bo znowu zaczął kopać.
- Arek - uklęknął Bartman do brzucha i zaczął go głaskać. Mały
Arkadiusz wiercił się strasznie.
- Zaraz mi z brzucha wyskoczy - zaczęłam się śmiać.
- Co wy tak stoicie? Wchodźcie do środka - powiedziała mama
wychodząc z mieszkania.
- Cześć Madzia - przytuliłam ją i weszliśmy. Było po północy i mama specjalnie na nas
czekała.
- Może niech pani pójdzie już spać - powiedział delikatnie
Bartman.
- Zbyszek, ile razy mam ci powtarzać, że jestem Magda - Bartman
zawsze się zapominał, a mama musiała ciągle wyjaśniać. Zaczęłam się z nich
śmiać. Po kilku minutach sama poszłam do łazienki się umyć i przebrać. Stałam w lustrze w samej bieliźnie, gdy wszedł Bartman.
- Co robisz? - spytał zdziwiony.
- Patrze jaka się duża zrobiłam.
- Oj przestań. Jesteś śliczna. - objął mnie i położył dłonie na
moich, które leżały na brzuchu. - Już się nie mogę doczekać kiedy się urodzi.
- Ja też.
Wyszłam z łazienki i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Spałam gdy
Bartman dołączył do mnie.
- Ale mnie zaskoczyłeś - weszliśmy do domu i odłożyłam torbę na szafkę.
- Planowałem już to od dawna - zaśmiał się Sebastian.
- Ale my przecież nigdy nawet ze sobą nie spaliśmy. To znaczy, wiesz o co mi chodzi - spuściłam zawstydzona głowę.
- Zawsze możemy to nadrobić. A poza tym kocham cię i bez tego. -
złapał mnie pod brodę i podniósł delikatnie do góry. Gdy spojrzałam w jego
zielone oczy zobaczyłam, że mówi całkowicie szczerze. Zaczęłam go całować;
palcami wodziłam po klatce piersiowej.
- Julia - przerwał mi. - nie musimy tego robić.
- Ale ja chce. Kocham cię i jestem gotowa. - byłam strasznie
zdenerwowana, ale dalej robiłam swoje. Kierowaliśmy się ku sypialni, po drodze
pozbywając się ubrań. Na łóżku położył mnie delikatnie i zaczął całować. Jego
ręce pieściły moje udo, zarazem powodując dziwne uczucie w dole brzucha.
Dotykałam go po gładkiej klatce piersiowej, brzuchu, twarzy. Jedną ręką odpiął
mój stanik i rzucił gdzieś na podłogę.
- Jesteś pewna? - spytał jeszcze raz gdy jego palce powędrowały
pod gumkę moich stringów.
- Tak - powiedziałam stanowczo. Oboje uwolniliśmy się z reszty
bielizny. Zarówno dla mnie i jak dla Sebastiana był to pierwszy raz. Był moim
pierwszym chłopakiem i chyba ostatnim. Oboje byliśmy zdenerwowani, ale również
podnieceni. Owszem, przytulaliśmy się, pieściliśmy, ale nigdy nie doszło do seksu. Całował mnie teraz po piersi, ale nie tak jak zawsze, tylko z innym uczuciem, lepszym, powodującym głębsze doznanie. Wygięłam się z pożądania
gdy ugryzł mnie delikatnie w sutka. Drugą pierś drażnił kciukiem. Nie
wiedziałam, że to może być tak przyjemne. Nachylił się nade mną i spojrzał
pytającym wzrokiem. Złapałam go za męskość i zdałam się na instynkt, kierując
go we właściwą stronę. Gdy wszedł delikatnie we mnie, poczułam lekki ból.
Sebastian poruszał się wolno, żeby nie zrobić mi krzywdy. Ból był zarazem
drażniący jak i przyjemny. Zaczęłam wbijać mu paznokcie w plecy z cierpienia i
ekscytacji. Wiłam się pod nim i wyginałam gdy wchodził coraz głębiej. Objęłam
go nogami co rozluźniło mnie i ból zdecydowanie zmalał. Jęknęłam z rozkoszy gdy
całkowicie mnie wypełnił i teraz ruszał się w szybszym tempie. W tym momencie
nie myślałam; z każdym jego ruchem rozpadałam się. Złapałam za pościel i znowu się wygięłam, by czuć go bardziej w sobie. Udało nam się dojść w tym
samym momencie; Sebastian porwał mnie za sobą i leżałam na nim. Myślałam, że
serce zaraz mu wyskoczy z klatki.
- Kocham cię - pocałował mnie w czubek głowy. Uśmiechnęłam się
szeroko szczęśliwa, z ukochanym mężczyzną u boku. Niestety zmęczona dzisiejszym
meczem i seksem, szybko zasnęłam.
- Mandy, śniadanie! - usłyszałam głos z dołu.
- Za chwilę przyjdę! - krzyknęłam dla świętego spokoju. Czy oni nie
rozumieli, że ja nie jestem głodna? Nie potrafiłam i tak nic przełknąć. Od dwóch dni leżałam tylko w łóżku i płakałam. Patryk mnie zdradził. Zdradził i oszukał jak
ostatnią szmatę. Nigdy mu tego nie wybaczę. Miałam ochotę w tym momencie
umrzeć. Czułam się brudna, jak ostatni śmieć. Nikt nie podejrzewał co się
dzieję. On nawet nie raczył zadzwonić, przeprosić czy nawet powiedzieć słowa
"spierdalaj". Potraktował mnie tak jak bym nie istniała. Wyszłam z
łóżka, ubrałam się w najlepszą sukienkę, związałam włosy, pomalowałam usta na
krwistą czerwień. Z szuflady wyjęłam kartkę, flamaster i opakowanie żyletek,
które wcześniej służyły mi do golenia. Usiadłam przed lustrem i zaczęłam pisać
na kartce: " Nie będę was przepraszać za to co się zaraz stanie. Może to
nie była świadoma decyzja, ale w tym momencie uważałam ją za słuszną. Nie
płaczcie po mnie, bo przyjdę i was będę straszyć. Proszę, pochowajcie mnie w
tej sukience i nie płaczcie. Zawsze kochająca Mandy". Kartkę położyłam
obok siebie i wzięłam pudełko żyletek. Wyjęłam jedną i spojrzałam na moje
lustrzane odbicie.
- Żegnaj - uśmiechnęłam się szeroko i zaczęłam ciąć. Robiłam to
już kiedyś i wiedziałam jak to cholernie będzie boleć. Palące ciepło wypełniało
mój organizm, ale gdy pomyślałam o Patryku, mocniej wbijałam żyletki. Z każdym
kolejnym cięciem ból wzrastał, ale ja również robiłam się słabsza. Obok
pojawiła się spora kałuża krwi. Uśmiechnęłam się jeszcze raz do swojego odbicia
i padłam w krew.
Dwa miesiące później:
- Susan, ah moja Susan - Zaczęłam śpiewać radośnie.
- Ktoś się naprawdę wyspał - Susan uśmiechnęła się szeroko gdy
weszłam do kuchni.
- Do tej godziny to każdy by się wyspał. Co jemy na śniadanie? -
podeszłam do niej i objęłam w pasie.
- Mam w planach zrobić dla ciebie jajko po wiedeńsku, ale nie wiem
czy wyjdzie.
- Cokolwiek to będzie, będzie lepsze niż moje - nachyliła się i
pocałowała mnie w usta.
- Ty mi tu się nie podlizuj kochana - uwielbiałam jej głos. Pełen
radości i troski.
- Dobra nie to nie. Idę się ubrać - wyszłam z kuchni i poszłam po
ubrania do garderoby.
- I wanna thank you much, thank you very much, thank you very much - usłyszłam dźwięk telefonu. Podeszłam
szybko do okna i odebrałam telefon.
- Paula, mama rodzi - usłyszałam głos Julki.
- O cholera. Wsiadam w najbliższy samolot i jestem u was -
rozłączyłam się szybko i zbiegłam na dół. - Nikola rodzi - powiedziałam
zadowolona.
- Trzy tygodnie wcześniej? - spytała zdziwiona. Mnie to nie dziwiło;
bałam się że z nerwów urodzi dwa miesiące temu, gdy Mandy popełniła
samobójstwo. Nie widziałam tego, ale podobno Nik się załamała. Miałam wolny
zawód, więc nie musiałam dzwonić do szefa i prosić o wolne. Spakowałam szybko ciuchy i zarezerwowałam bilet na samolot za cztery godziny.
Jak ona mogła to zrobić? Pomimo tego, że minęły dwa miesiące,
nadal nie mogłam tego zrozumieć. Co jej trafiła do łba?
Stałam w łazience i czesałam włosy. Zbyszek, Julka i Sebastian
siedzieli w kuchni i rozmawiali. Mały zaczął kopać, więc przyłożyłam rękę do
brzucha i się uśmiechnęłam. Odłożyłam szczotkę i poszłam do nich. Schodząc ze
schodów poczułam jak coś spływa mi po nodze. Pode mną znajdowała się wielka
kałuża wody pomieszanej z krwią.
- Zbyszek! - krzyknęłam. Wybiegł szybko z kuchni i gdy zobaczył co
się dzieje, zaczął panikować. Zaalarmowana wybiegła również Julia.
- Gdzie jest torba?
- W szafie po oknem. O kurwa - całym moim ciałem wstrząsnął
potężny skurcz. Bolało nie miłosiernie. Julia wróciła sekundę później i
przejęłam kluczyki od Zbyszka.
- Tu nie powinno być krwi. Musimy szybko jechać - wyszłam z domu;
teraz skurcze były coraz silniejsze i częstsze. Do szpitala mieliśmy pięć minut
drogi.
- Nikola, jestem z tobą - Zbyszek siedział ze mną z tyłu i
pozwalał miażdżyć sobie dłoń. Gdy zajechaliśmy, Sebastian popędził do środka, a
ja szłam z nimi. Wyjechał z wózkiem i lekarzem obok.
- W wodach była krew - powiedziała Julia.
- Dużo?
- Połowa tego i połowa tego.
- O cholera. Siostro Marto, szybko na porodówkę. Robimy cesarkę.
Skurcze są już za częste, a płodowi grozi niebezpieczeństwo - mówił to wszystko
pomimo naszej obecności. Zabrali mnie na sale; Zbyszek był ze mną, ale reszta
nie mogła wejść. Rozebrali mnie do naga i kazali położyć się na łóżku;
podłączyli do jakichś aparatur, które głośno pykały. Pamiętam jak zaczęli dawać
znieczulenie, uścisk dłoni Zbyszka i pojedyncze słowa lekarzy.
- Zabrali ją dwie godziny temu - walnęłam ze złości w ścianę.
- Julia, może jeszcze jakieś badania robią - próbował mnie
uspokoić Sebastian.
- Julka, co się dzieje? - na korytarz wbiegł Igła.
- Nie wiem. Nikt stamtąd nie wychodzi. A jak coś im się stało?
- To pewnie rutynowe. Ja sam już nie pamiętam jak to było, ale też
długo nie dawali żadnego znaku.
Zaczęło przyjeżdżać coraz więcej osób. Piotrek podszedł szybko i
przywitał się z nami.
- Nie pozwolili ci wejść na sale? - zapytał zdziwiony.
- Jak widzisz nie.
W tym samym momencie otworzyły się drzwi. Wyszedł z nich zapłakany
tata.
- Skalpel - powiedział lekarz. Stałem nachylony nad Nikolą,
delikatnie gładząc ją po głowie.
- Zaraz zobaczymy naszego synka - powiedziałem do niej.
Lekarze
szybko się uwinęli i po pół godzinie usłyszałem płacz Arka. Spojrzałem w tamtą
stronę.
- Mały wygląda na całkowicie zdrowego. Nie wiemy czemu w wodach
była taka duża ilość krwi. - wytłumaczył lekarz. W tej chwili aparatura po drugiej
stronie zaczęła pikać.
- O cholera - powiedział lekarz. Spojrzałem na Nikole i zobaczyłem
jej pusty martwy wzrok.
- Co się dzieje? - spytałem zdziwiony.
- Proszę się odsunąć. Musimy ratować pańską żonę.
Stałem dalej
osłupiony takim obrotem sprawy. Dopiero po chwili pielęgniarka wyprowadziła
mnie do pomieszczenia obok i czekała ze mną, trzymając moją dłoń. Była to
starsza kobieta podobna do mojej mamy.
- Już czas - powiedziała uśmiechając się delikatnie.
- Słucham?
- Zbyszku, już czas. Nikola musi cię opuścić.
- Panie Bartman - z sali wyszedł lekarz - przykro mi ale nie
mogliśmy nic więcej zrobić. Serce nie podjęło walki.
Spojrzałem na kobietę obok, ale jej już nie było. Nie mogła wyjść
innymi drzwiami ponieważ te którymi wszedł lekarz były jedyne.
- Co pan powiedział? - dopiero teraz dotarło do mnie co
usłyszałem.
- Pańska żona umarła - powiedział smutno i wyszedł.
Osunąłem się po ścianie i zacząłem płakać. To nie możliwe; to musi
być jakiś sen.
- Zbyszek, pamiętaj o Arku i Julce - podniosłem szybko głowę i
zobaczyłem jak stoi nade mną.
- Nikola nie. Proszę cię nie zostawiaj mnie.
- Muszę. Kocham was i zawsze z wami będę - rozpłynęła się w
powietrzu. Ostatnimi siłami wstałem i zacząłem iść podparty o ścianę. Wyszedłem
przez drzwi, napotykając tłum ludzi, który przyszedł tutaj by powitać nowego
członka rodziny oraz szczęśliwych rodziców.
- Tato, co się stało? - podbiegła Julka.
- Nikola nie żyje - powiedziałem tak po prostu. Znowu osunąłem się
po ścianie i zacząłem płakać. Julia usiadła obok mnie i wtuliła się we mnie.
Zobaczyłem jak Piotrek upada na kolana i zanosi się płaczem.
- To niemożliwe - powiedział Igła i wyszedł na zewnątrz.
Następnego dnia mogłem odebrać Arka ze szpitala. Był tak podobny
do Nik, że jak na niego patrzyłem to momentalnie zaczynałem płakać.
- Tato, daj mi to - powiedziała Julka i odebrała nosidełko ode mnie.
Nie mogłem dłużej tu przebywać. Wybiegłem ze szpitala i poszedłem przez siebie.
Całą drogę płakałem; nie mogłem pogodzić się z tym co się stało. Usiadłem na
ławce w parku i zacząłem wyć w głos.
- Zbyszek. Już, przestań - obok mnie usiadł Igła i przytulił mnie
do siebie.
- Czemu akurat ona? Jeszcze do tego Arek jest taki podobny do
niej.
- Jak się dowiedziałem że Arek nie żyje też nie wiedziałem czemu
tak się stało. Ale widocznie tak musiało się stać. Masz dla kogo żyć.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy po czym zabrał mnie do domu.
- Arek, chodź; załóżmy kurtkę i jedziemy do mamy - usłyszałem głos
Julki z korytarza. Stałem w oknie i łzy leciały mi ciurkiem. Mimo że dzisiaj
mijają równe dwa lata od jej śmierci, nadal nie mogę się z tym pogodzić.
- Jeszcze tylko buty - zaśmiał się Sebastian, gdy pewnie Arek
zaczął mu uciekać.
- Tato - powiedziała Julia i położyła mi dłoń na ramieniu.
Odwróciłem się i zobaczyłem, że płacze. Przytuliłem ją mocno. Po chwili
wróciliśmy na korytarz do chłopaków.
- Tata - powiedział po swojemu Arek. Jego blond włosy sterczały w
każdą stronę, a zielone oczy były identyczne jak Nikoli.
- Synu - porwałem go na ręce i wtuliłem w siebie. Wyszliśmy
wszyscy z mieszkania i pojechaliśmy na cmentarz.
- Mama - powiedział Arek na widok zdjęcia Nikoli które było
umieszczone w samochodzie. Nie potrafiłem się z nią jeszcze pożegnać; w domu
porozwieszałem jej zdjęcia, nasze wspólne, z chłopakami, nawet z
Victorem. Chciałem, żeby Arek wiedział jak wyglądała jego mama.
Zajechaliśmy na parking. Seba wyjął małego z fotelika i podał mi
go. Julka złapała mnie za rękę i we trójkę szliśmy na cmentarz. Sebastian
wiedział, że to jest nasz moment i nie chciał przeszkadzać. Stanęliśmy przy jej
grobie.
- Dziękuje wam że mnie adoptowaliście - Julka uklęknęła przy nagrobku
i położyła dłoń na płycie. - Mamo, wciąż czuje twoją obecność i nadal cię
kocham - załamała się i zaczęła płakać. Jej łzy tworzyły mokrą plamę na płycie.
- Nikola, zawsze będziesz w moim sercu - spuściłem głowę i
zacząłem się cicho modlić.
- Mama - powiedział po prostu Arek.
-------------------------------------------
Historia potoczyła się tak jak potoczyła. Chciałam wam podziękować, że byliście ze mną i że czytaliście to co dla was pisałam. Nie wiedziałam, że można płakać uśmiercając fikcyjną postać, ale ja płakałam. Miałam oddać ten rozdział wczoraj, ale wahałam się jeszcze; liczyłam że wena przyjdzie i da mi jakiś nowy pomysł. Owszem, dała - ale na inne opowiadania. Może kiedyś je zacznę, ale najpierw muszę zapomnieć o Nikoli. Nadal będę czytać wasze blogi bo ciekawą mnie losy innych bohaterów.
Wasza Carmen :*
Miałam nie płakać ale wyszło jak zwykle... Smutny ten epilog. Tak mi się wydawało, że kogoś uśmiercisz. Byłoby zbyt pięknie.
OdpowiedzUsuńSzkoda że to już koniec ale cóż. Teraz zostało odwiedzać Twój drugi blog ;D
Pozdrawiam ;)
dla mnie szczęśliwe zakończenia są za słodkie i zbyt przewidujące, dlatego wyszło jak wyszło :) ja również płakałam jak to pisałam i nie było łatwo rozstawać się z bohaterami :(
OdpowiedzUsuńehh popłakałam się, jak mogłaś ją uśmiercić :(( załamalaś mnie :(((
OdpowiedzUsuń~anula
jak nigdy nie płakałam przy różnych opowiadaniach to tutaj się po prostu poryczałam.. powiem tylko-DZIĘKUJĘ. Dziękuję za to że mogłam czytać tego bloga, za to że go pisałaś, za to że po prostu z nami byłaś (I BĘDZIESZ! :3 ) taki pomysł podrzucę- dalsze losy Julki i Sebka.? ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze raz THANK YOU VERY MUCH. ;-)
Pozdrawiam i do zobaczenia na innych blogach.! :*
Olgaaaa xd
o i podziękuję za to, że w piątki na biologii miałam co robić :D
Usuńdziękuje za tak miłe słowa :)
Usuńco do Julki i Seby to może coś będzie, ale nie obiecuje ;)
jejku strasznie płakałam piekna historia dziękuje
OdpowiedzUsuńPrzez ciebie się popłakałam :( Szkoda że Nik zmarła. Będzie mi brakować tego opowiadania, ale cóż wszystko musi się kiedyś skończyć. Dzięki za to opowiadanie ;*
OdpowiedzUsuńZabiłaś mnie tym epilogiem ...
OdpowiedzUsuńMyślałam, że urodzi i wszyscy będą szczęśliwi ... Wreszcie tak na stałe .... A tutaj takie coś. Siedzę i nie mogę przestać płakać ....
Mandy i Nikola ... W jednym rozdziale tyle śmierci ... Ale gdy ktoś umiera w innym miejscu ktoś się rodzi. Taka kolej rzeczy, niestety.
Dziękuję Ci za te wszystkie rozdziały ... Te szczęśliwie, ale też za te smutne. Twoje opowiadanie jest jednym z moich ulubionych ...
Czekam na więcej opowiadań w Twoim wykonaniu, bo naprawdę masz talent.
Dziękuję ... :*
Inna.
Kiedyś czytałam prawie identyczny epilog. Ze żona Bartmana umarła przy porodzie, wtedy tez płakałam ale teraz tego nie można nazwac płaczem! To był prawdziwy ryk! Jejku bardzo ale to bardzo się wzruszyłam, jesteś świetną pisarką. Zazdroszczę ci tego. To jest najlepszy blog jaki czytałam i myśle jaki będę czytać, pisz dalej bo masz to cos w sobie mam nadzieje że dasz nam linki do innych swoich blogów. Nie mam konta więc mogłabys mi dac link? z góry dziękuję za linki i za świetnego bloga. Pozdrawiam :) //Patt.
OdpowiedzUsuńdziękuje ;)
Usuńhttp://z-siatka-pod-gorke.blogspot.com/ to jest moje drugie opowiadanie, na które niestety już nie wrzucam tak regularnie jak tutaj;/
masz moze gdzieś zapisanego linka do tego opowiadania o Bartmanie?
Niestety nie, ten blog czytałam już bardzo dawno temu i juz nie pamietam jak się nazywał i w historii też go nie ma. Przepraszam :(//Patt.
Usuńuwierz, że mi też póki co jest trudno się z nimi rozstawać ;( póki co będę kontynuować moje drugie opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za całą tę historię... Czytanie jej wywoływało we mnie tyle emocji. Śmierć Nikoli-łzy w oczach... :( Nie wiem, co mam teraz napisać, bo jakoś nie mogę zebrać myśli. Przywiązałam się do Twojej opowieści, a tu już koniec... I to taki smutny.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie piszesz i mam nadzieję, że będę miała okazję przeczytać jeszcze nie jedno Twoje siatkarskie opowiadanie ;)
Justyna
dzięki :d ty się przywiązałaśm, a co ja mam powiedzieć :) w tym momencie czuje jakąś pustke, że skończyłam tą historie :(
Usuńzałamałam się, poprostu się załamałam ! ;(((( świetne opowiadanie ale epilog bardzo smutny .... szkoda, że już to skończyłaś noo ale trudnoo ;)) myślę, że będziesz jeszcze coś pisać ;]] ii dziękuję Ci za to opowiadanie, za to że nawet "poświęcałam naukę" (:D) aby to przeczytać .. i wogóle za wszystko związane z nik, Zbyszkiem, Julka z Sebkiem i oczywiście Arkiem < ii to imię ;)) > naprawdę świetne, wspaniałe, fantastyczne opowiadanie ii z cierpliwością czekam na następny jakiś twój blog (mam nadzieję, że również znakomity jak ten) ; ]]
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny i czasu na następne opowiadanie ;)) :*
Goosiaa :D
przypomniałam sobie jak to było na początku, jak znalazłam tego bloga, było niecałe 1000 wejść, 11 rozdziałów... ojjj to było coś :D
OdpowiedzUsuńOlgaaa xd
Smutno mi się zrobiło. ;((( Myślę, że napiszesz kolejny z happy endem.
OdpowiedzUsuńhttp://ignasiawresovii.blogspot.com/ zapraszam
popłakałam się , ale opowiadanie świetne .. masz talent.. jeśli wzbudza to takie emocje.
OdpowiedzUsuń