- Nikola? - usłyszałam jak Zbyszek mnie
woła. Nie miałam siły nic odpowiedzieć. Wszedł po chwili do pomieszczenia i gdy
zobaczył w jakim jestem stanie, podszedł szybko i uklęknął obok.
- Zadzwonisz do trenera i powiesz
mu że dzisiaj nie dam rady przyjść? - powiedziałam słabo. Znowu nadeszła
kolejna fala i nachyliłam się nad klozetem.
- Tak. Zadzwonię też do lekarza - wstał
i wyszedł. Słyszałam jak rozmawia i kilka minut później był z powrotem.
- Nik - zaczął - a jeśli jesteś w
ciąży? - zapytał uśmiechnięty.
- Nie wiem. To raczej mało
prawdopodobne. Co prawda nie mam okresu od dwóch tygodni, ale nie wiem. Pójdę
się zbadać dzisiaj to mi powie.
- Fajnie by było - Zbyszek nadal się
uśmiechał.
- Przyniesiesz mi szklankę wody? -
poprosiłam. Wrócił z całą butelką, nalał mi do szklanki i podał. Wypiłam za
jednym zamachem i znowu wszystko wyrzuciłam z siebie.
- Które godzina?
- Kilka minut przed 7. - siedział cały
czas koło mnie.
- Idź obudzić małą do szkoły.
Kolejnych kilka godzin nadal spędziłam
w toalecie. Dopiero około 10 wyszłam już w miarę normalnym stanie. Umyłam się,
założyłam jeansy i czarną bluzkę i weszłam do kuchni, gdzie Zbyszek coś
gotował. Momentalnie popędziłam znowu do łazienki. A jeśli to naprawdę była
ciąża? Dopiero teraz się zastanowiłam, że miałam prawie wszystkie objawy.
Zadowolona wyszłam z łazienki, ale wchodząc do kuchni zatkałam nos.
- Jedziesz ze mną do lekarza? -
spytałam zachodząc go od tyłu. Odwrócił się i widząc mnie zaczął się śmiać.
- Jeśli jestem w ciąży to będziesz mi
musiał coś innego gotować, bo tego zapachu nie zdzierżę - przytulił mnie mocno i
zaczął całować. - Bartman - powiedziałam słabo. Nie mieliśmy czasu na igraszki.
Oderwał się ode mnie zdyszany.
- Jedziemy - powiedział stanowczo. 10
minut później byliśmy w drodze do kliniki.
- Nikola, nie łudźmy się na zapas -
powiedział w samochodzie.
- Masz rację. Może to tylko zatrucie
żołądkowe. Będzie co będzie. Wiemy, że mamy prawie zerowe szanse co do ciąży -
oboje jednak mieliśmy nadzieję. Nadzieja jest jednak matką głupich.
- I jak? - zapytał kilkanaście minut
później gdy wyszłam z gabinetu.
- Zatrucie - przytuliłam się mocno do
niego i po policzkach zaczęły spływać mi łzy.
- A ten brak okresu?
- Zmęczenie organizmu. Musimy jechać do
apteki po witaminy i leki na to zatrucie.
Objęci wyszliśmy do samochodu. Po
drodze zabraliśmy małą i kilka godzin później siedziałam pod kocem z gorącą
herbatą. Zbyszek tłumaczył Julce coś z matematyki, a ja odpoczywałam. Jutro
miałam jeszcze wolne, ale potem normalnie wracałam na trening.
Przygotowania do ślubu, treningi,
mecze, opieka nad Julką, mój związek z Bartmanem: wszystko było takie
wspaniałe, że bałam się przebić tę bańkę. Nigdy nie myślałam, że będę taka
szczęśliwa. Każdego dnia budziłam się z uśmiechem na ustach.
- Ja wiem, że to nie sezon reprezentacyjny,
ale tak sobie pomyślałem żeby nakręcić coś również z klubu - Igła kręcił
kolejną edycję wiadomo czego. - Niestety musieliśmy pożyczyć samochód rodzinny,
bo w naszych małych autkach byśmy się nie zmieścili, a jednogłośnie
stwierdziliśmy, że tą podróż chcemy przeżyć razem. Także jedziemy do Warszawy na
jakże emocjonujący mecz, którego ja osobiście nie mogę się doczekać.
- Igła, przestań - zakryłam mu znowu
obiektyw.
- Ja nie rozumiem czemu takie piękne
kobiety nie chcą być kręcone - powiedział zdziwiony do obiektywu.
- Śpiewamy coś? - zapytał Winiar, który
aktualnie siedział za kierownicą.
- Ty się lepiej tam skup, żeby nie
musieli nas zbierać - skarcił go Kosa.
Niestety to go nie zniechęciło i po
chwili jechałam z zatkanymi uszami bo panowie śpiewali cały wachlarz piosenek
disco polo. Od złocistych promieni, poprzez jesteś szalona, i na życzenie Igły
ona tańczy dla mnie.
- No ja was bardzo proszę. Uszy już
mnie bolą - wkurzyłam się na nich, a Krzysiek oczywiście wszystko nagrywał.
- Dobra, cicho bo dojeżdżamy -
powiedział Winiar.
- No nareszcie - poprawiłam swoje
długie włosy i spojrzałam na Zbyszka który ciągle mi się przyglądał.
- Co znowu? - spytałam odwzajemniając
uśmiech.
- Nic. Kocham cię - pocałował mnie
szybko w usta, ale tamci zaczęli gwizdać i oderwałam się od niego.
Wysiedliśmy z samochodu i kierowaliśmy
się do wejścia. Kilku fanów stało i poprosiło o autografy więc grzecznie
rozdawaliśmy. Po kilku minutach weszliśmy do środka. Panowie skierowali się do
swojej szatni, a ja z Olą do swojej.
- Cześć - przywitałam wszystkie. Dawno
ich nie widziałam i trochę się stęskniłam, mimo tego że kontakt miałam z nimi
naprawdę mały. Najbardziej mi chyba brakowało Anny.
- Która to niezdara? - spytała Kasia.
- Ja - odpowiedziała Ola i wzięła
strój.
- No to Ola chyba zostaje dla ciebie -
powiedziała zdziwiona że taka nazwa istnieje na mojej koszulce.
- Nawet nie pytaj.
Zaczęły wszystkie się śmiać. Godzinę
przed meczem przyszedł trener Piotrek z prezesem i pokrótce wyjaśnili nam na czym
to ma polegać. Mało taktyki, dużo zabawy, błędów. Jednym słowem im mniej w tym
siatkówki tym lepiej. Wyszłyśmy wszystkie z szatni i skierowaliśmy się na salę.
Trybuny były zapełnione do ostatniego miejsca. Nawet na przejściach stali albo
siedzieli ludzie. Hala dosłownie pękała w szwach. Zbyszek kiedyś trafnie
powiedział, że nie zna osoby, która nie lubiłaby grać na Torwarze. Ta hala tak
samo jak Spodek, miała coś w sobie. Coś co przyciągało. Panowie jeszcze nie
wyszli więc zaczęłyśmy się same rozgrzewać. Gdy leżałam na boisku, usłyszałam
piski, więc domyśliłam się, że oto wchodzą panowie. Te dziewczyny nie wiedziały
co robią. Gdyby przebywały z nimi tak często jak ja, nie kochałyby ich tak bardzo.
No dobra żartuje, kochałyby ich jeszcze bardziej. Ja sama ich bardzo pokochałam,
a szczególnie tego jednego. Tego, który mimo pięciotysięcznej publiczności
przyszedł do mnie i zaczął całować.
- Przestań bo wszystkie oczy są
skupione na nas - zaczęłam się śmiać i lekko go odepchnęłam. Wyszczerzył się do
mnie i wrócił do chłopaków. Zobaczyłam, że mama i Paula siedzą na trybunach,
więc podeszłam do barierek, a one zeszły do mnie.
- Paula, jak cię dawno nie widziałam.
Ty nie we Włoszech? - przytuliłam ją mocno. Sporo czasu odkąd jej nie
widziałam.
- A owszem. Przyjechałam na mecz.
Zresztą nie jestem sama.
- Jest tutaj Susan? - spytałam
rozglądając się w około.
- Jest. Poszła do łazienki - i w tej
chwili zobaczyłam jak wchodzi górnym wejściem. Nic się nie zmieniła. Nadal była
ładna i wysportowana. Wróciły wszystkie wspomnienia, ale zamiast płakać
uśmiechnęłam się szeroko.
- Cześć - popatrzyła zdziwiona na mnie.
- co się z tobą stało?
- O co ci chodzi?
- Wyglądasz jak nie ty. To znaczy jak
ty tylko o sto razy piękniejsza.
- Weź przestań - przytuliłam ją z
całych sił, a potem wróciłam na boisko.
Sędzia zagwizdał koniec rozgrzewki i
Anna oraz Możdżon podeszli do stolika losować drużyny. Było dwanaście dziewczyn
i tyle samo facetów. Dość długo losowali ekipy; skutecznie zabawiał nas Igła.
W drużynie losowali po sześć dziewczyn i sześć facetów. Ja trafiłam bardzo źle
albo dobrze. Zależy z której strony patrzeć. Trafiłam do drużyny Anny czyli:
Dziku, Siurak, ZB9, Kosa, Fabio, Ziomek, Gaj(Katarzyna Gajgał), Maj (Paulina
Maj), Niezdara, Kaczor (Joanna Kaczor), Ola (ja), no i Werbel (kapitan). Do
naszych rywali trafili: Kruk, Igła, Cichy, Drakula, Drzewo (kapitan; gorzej już
chyba se nie mógł wybrać), Sponsor, Nadir (Mariola Zenik), Żebro (Iza
Żebrowska), Ślimak( Kasia Skorupa), Sieczka (Ewelina z takim samym nazwiskiem),
Głaz
(Paulina też tak samo), Podła(Anna Podolec). Na boku z Olą doszłyśmy do
wniosku, że prawie każdej nazwisko mogłoby być ksywką.
- Ja mam taką strategię - zaczęła
Werbel gdy się naradzaliśmy - zagrywamy od tyłu albo nogą. Atak głową,
ewentualnie co wam przyjdzie na myśl. Wiecie, pokonajmy ich śmiechem.
Naszym trenerem był Andrea, a asystował
mu Gruszka. Gardini dzisiaj miał wolne. To znaczy siedział obok boiska. Tamtej
ekipie przewodniczył trener Piotr, a asystował Gato. Ale najśmieszniejsze było
to, że sędzią głównym był Świder, a tym drugim Księciunio.
- To jest jakaś masakra - zaczęłam się
śmiać do Zbyszka. I tak sędzia Świder zaczął mecz.
- Dobra, skopiemy im tyłki -
powiedziała Werbel i poszła na zagrywkę. Odwróciła się tyłem i zaserwowała.
Piłka wpadła w boisko prosto do Igły. Odbił głową i przebił na naszą stronę.
Widownia miała niezły ubaw z naszych poczynań. Kilka razy Zbyszek zdobył punkt
z ataku główką albo łokciem. Nie pytajcie mnie jak on to zrobił, ale mu się
udawało. Kruk poszedł za bandy z piłką i zagrał nogą. Niestety piłką nie
fortunnie skierowała się w stronę sędziego i walnęła go z całej siły w głowę.
Zaczęłam się tak śmiać, że aż upadłam na boisko; zauważyłam że nie tylko ja
byłam w takiej sytuacji.
- Przepraszam przepraszam - zaczął
krzyczeć Kruk, gdy Świder rozmasowywał sobie głowę.
- Nie no tak się nie da grać -
powiedział Księciunio i zabrał Siurakowi piłkę. Poszedł na zagrywkę i zagrał
kolankiem. Piłka poszybowała wysoko ale daleko jej było do siatki. - Jeszcze
raz - tym razem piłka przeleciała, ale ledwo ledwo.
- Robimy blok - zawołał Igła i Możdżon
wziął go na barana. Niestety Igła stracił równowagę i wylądował po naszej
stronie. Zatrzymał się krokiem na górnej linii, co za skutkowało nie małym
krzykiem.
- Zmiana - krzyknął Gruszka. Wparował
na boisko z dodatkową piłką ponieważ teraz była kolej drużyny przeciwnej.
Zakrył oczy koszulką i zaserwował sposobem dolnym. Tym razem oberwał
Księciunio.
- Nie no ja tak nie gram. Świder złaź -
krzyknęła w jego kierunku Nadir. - No złaź, szybko.
Sama bałam się jej w tym momencie, i
Świder posłuchał jej. Zajął jej miejsce i zaczęliśmy znowu grać w miarę
normalnie, dopóki Igła nie poszedł na zagrywkę. Zaczął się śmiać i obił piłkę
głową.
- Miało być normalnie - zagwizdała
Nadir.
- Sędzia kalosz, sędzia kalosz - zaczął
się do niej drzeć. Pokazała mu język i olała.
- Zmiana - Krzyknął Andrea. I w tej
chwili na boisku mieliśmy 14 graczy bo rezerwowi też się wpakowali. W tamtej
nie próżnowali i zrobili to samo. Komentatorzy mieli niezły ubaw z nas. Pan
Swędrowski aż się popłakał ze śmiechu. Na boisku zrobił się istny bigos.
Przeszłam na drugą stronę i wskoczyłam Krukowi na plecy.
- Ej osłabianie przeciwnika! -
krzyknął. Nikt nie zwracał na niego uwagi i grał tak dalej ze mną, bo sama nie
chciałam się usunąć.
Zauważyłam, że przez barierki próbuje przejść
Susan, ale ochroniarz nie chciał jej przepuścić. Zbyszek zauważył całą akcje i
pobiegł jej na ratunek. Po chwili i ona znalazła się na boisku.
Po kilku minutach gra wróciła do normy
i z powrotem było dwanaście graczy na boisku. Księciunio dostał awans i poszedł
na miejsce Świdra. W naszej drużynie mieliśmy dwóch trenerów i funkcję
Anastasiego przejął Dzik, a Gruszki ZB9. W tamtej tylko Gato wbiegł na boisko i
to było nie fair bo mieli dwóch libero.
- Współczuje tym co to oglądają w tv -
krzyknął do mnie Kruk. Nadal wisiałam mu na plecach. Niestety nie fortunnie
zawisłam na siatce (nie pytajcie jak to się stało bo do tej pory nie mam
pojęcia) i nie mogłam z niej zejść. Prawa noga weszła mi w jedno oczko i
wisiałam tak głową do dołu. Nikt sobie z tego nic nie robił i dalej grali.
Niestety na zagrywkę poszedł Igła i poczułam jak piłka mocno wali w moje
poślady.
- Ej kurde zdejmijcie mnie stąd. Sędzio
litości!- krzyknęłam do niego. Niestety był za daleko albo specjalnie mnie nie
słuchał. W końcu Gruszka się zlitował i mnie uwolnił.
- To ja wam teraz pokaże jak się gra w
siatkówkę - na boisko wpakował prezes w garniaku.
- Marynareczkę pan chociaż zdejmie-
krzyknął Gato.
- Ja w marynarce nawet potrafię grać -
zabrał mi piłkę i zaserwował. Piłka trafiła centralnie w tył głowy Andrei. Ten
wyrzucił stek przekleństw po włosku i sam poszedł za linię. Zagrał idealnego
asa, ale przeciwnicy nie chcieli oddać piłki.
- O nie, bandyta idzie - krzyknął
Księciunio. Odwróciłam się i zauważyłam jak Olek zabójca zmierza w naszym
kierunku. Miał na sobie dres, tylko jedną nogawkę miał podwiniętą, a druga była
w białej skarpecie. Do tego był na boso.
- No to wygramy - przybiłam piątkę z
trenerem Dzikiem. Wiadomo, że Maser obniży i tak już niski poziom ich gry. Jakże
mocno się myliłam. As za asem wpadały na naszą stronę. Wyskoczyłam w górę i
zablokowałam zagrywkę.
- Koniec tego znęcania się nad nami -
uśmiechnęłam się szeroko do niego.
- To nie dozwolone - krzyknął w moją
stronę.
- W tym meczu nie ma zasad - poklepał
go po plecach Igła.
- Wstyd mi za was - zwiesił głowę i
zszedł z boiska. Godzinę później sędzia (Igła) zagwizdał koniec meczu i zeszłam
z boiska.
- Nigdy więcej - zaczęłam się śmiać.
- Za rok kolejna edycja - zawołał
zadowolony prezes. W tej chwili moja miłość do nich skończyła się. Wszystko
minęło gdy weszłam do szatni.
- Kurde, jeszcze raz bym zagrała -
powiedziałam do dziewczyn. Zaczęły się śmiać ze mnie i po chwili wszystkie
wyszłyśmy z szatni.
Kilkanaście minut później siedziałam z
chłopakami, Olą, mamą, Susan i Paulą w salonie i płakaliśmy ze śmiechu
oglądając powtórkę.
- Najlepszy mecz ever - podsumował Igła
gdy zakończyli nadawać.
-------------------------------------------
no to czeka nas kolejny jakże upragniony siatkarski weekend :) ja osobiście nie mogę doczekać się tego poniedziałkowego meczu.
przesyłam wam filmik, który idealnie podsumował to co ja sama czuje o siatkówce. enjoy ;D http://www.youtube.com/watch?v=GRcFdARpVu8
Znowu zapomniałam: Grzegorzu, wszystkiego najlepszego :) zero kontuzji, zwycięstwa w poniedziałek, i samych sukcesów oraz szczęścia w życiu prywatnym :*
Znowu zapomniałam: Grzegorzu, wszystkiego najlepszego :) zero kontuzji, zwycięstwa w poniedziałek, i samych sukcesów oraz szczęścia w życiu prywatnym :*
świetnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. :) Jutro też mniej więcej o tej godzinie wstawisz kolejny rozdział??
OdpowiedzUsuńCo to się dzieje w państwie polskim! heheszky, mega rozdział:D//Patt.
OdpowiedzUsuńNie mogla czytać opisu meczu ... cały czas sie śmiałam!
OdpowiedzUsuńJuz nie mogę sie doczekać kolejnego Meczu Gwiazd :)
Zapraszam na kolejny rozdział, który znajdziesz na http://siatkowka-w-rytmie-rock-n-rolla.blogspot.com/.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Inna.
o której dziś nowy ??
OdpowiedzUsuńBoże, jak ja rechoczę. Siedzę i się non stop brechtam, aż mi łzy pociekły.Też bym sobie w takim czymś zagrała albo chociaż popatrzyła. Mam nadzieję, że uda się Nikoli w końcu zajść w ciążę.
OdpowiedzUsuńhahaha dzięki :)
Usuń