niedziela, 10 marca 2013

ROZDZIAŁ 77

Dwa lata później:
- Michał wywalisz się - biegałam po parku za małym szkrabem. Szliśmy właśnie po Julke do przedszkola, a ten zaczął mi uciekać. W końcu runął na trawę i zaczął płakać.
- Michaś - wzięłam go na ręce i zaczęłam tulić.
- Mama - zaczął głośniej.
- Cii. No już dobrze. Już nie boli - zaczęłam się śmiać, co trochę go odciągnęło od upadku. Dalej szedł już za rękę.
Poczekaliśmy chwilę przed szkołą, po czym Julka, Seba i Oli wybiegli na zewnątrz. Nadal trzymali się razem i cieszyli się, że dołączył nowy członek do grona siatkarskiej wielkiej rodziny.
- Idziemy na trening? - zapytała Julka. Asseco akurat była na hali, więc przeważnie po szkole tam chodziliśmy. Ja swoje na siłowni miałam teraz przed południem, a po treningu męskiej części miałyśmy na hali. Dlatego ze swoją torbą  szłam po dzieciaki, a potem wracały ze swoimi rodzicami do domu. Szliśmy też przez park, ale Michał tym razem nie uciekał.
Ochroniarz wpuścił nas do środka; poszliśmy na sale gdzie panowie odpoczywali już na boisku. Michał, gdy zobaczył Grześka, pobiegł do niego uśmiechnięty, a ten porwał go w ramiona.
- Był grzeczny?
- Jak zawsze - zaśmiałam się. Podeszłam do Zbyszka i pocałowałam go w usta. Nadal kochałam go tak samo jak przed kilkoma laty. Może nawet i bardziej? Nadal nie mieliśmy wspólnego dziecka, ale nie przeszkadzało nam to w prowadzeniu szczęśliwego związku.
- Co taka uśmiechnięta?
- Tak sobie wspominam - pocałowałam go w usta i poszłam do szatni się przebrać. Julka ze Zbyszkiem przeważnie zostawali na moim treningu, ale dzisiaj musieli jechać na zakupy po rzeczy dla Julki. Za to dzisiaj został Kosa z małym i Alek. Michał na całe szczęście jest zdrowy. To, co działo się podczas porodu i kilka dni po nim, to był istny koszmar. Majka dostała skurczy w nocy; pojechali do szpitala. Oczywiście Kosa panikował. Majka miała straszne skurcze, a badanie nie wykazywało nawet najmniejszego. Dopiero, gdy schodziła z fotela, to krew zaczęła lecieć jej ciurkiem i szybko zabrali na porodówkę. Mały urodził się w zielonych płodach, z wylewami. Dawali mu 4% szans na przeżycie. Kolejne dziesięć dni spędzili na sorze, bo mały miał wirusa. Było ciężko; Kosa grał słabiej, zresztą wszyscy tym się przejęliśmy. Teraz Misiek ma już półtora roku i jest zdrowym małym chłopcem. Ma ciemne włosy jak rodzice, i brązowe oczy po Grześku. Strasznie lubiłam się nim zajmować, w czasie gdy Majka załatwiała swoje sprawy, a Grzesiek miał trening. 

Wracałam po treningu z uśmiechem na ustach. Poczułam, że coś wibruje w mojej torbie, więc szybko wyjęłam telefon.
- Cześć Kinga. Co tam? - powiedziałam radośnie.
- Nikola, twój tata jest w szpitalu - usłyszałam jej zapłakany głos.
- Ponieważ?
- Dostał zawału.
- Tata? Zawał? Ale jak to możliwe? - usiadłam na ławce. Zdrowy, wysportowany człowiek?
- Jego firma splajtowała.
- W jakim szpitalu leży? - wstałam szybko i popędziłam do domu po samochód.
- W Warszawie. Na razie nie mogą go przewieść do Rzeszowa. Przyjedźcie z Piotrkiem jak najszybciej. Nie dają mu dużo szans - zaczęła płakać. Rozłączyłam się i wpadłam do domu po kluczyki, dokumenty i portfel. Zobaczyłam, że Piotrek dzwoni i szybko odebrałam. Od jakiejś godziny był już w drodze. Zapięłam pasy i z piskiem opon wyjechałam z parkingu. Kinga przesłała mi dokładny adres szpitala i kilka godzin później zajechałam. Wbiegłam szybko do niego i w korytarzu zauważyłam zapłakanego Piotrka. Jego mina tłumaczyła wszystko.
- Nikola - powiedział zrozpaczony. Przytulił mnie mocno i po chwili zaczęłam płakać.
- Kiedy? - spytałam nadal trwając w jego objęciach.
- Pół godziny temu - spóźniłam się tylko pół godziny. Zaczęłam jeszcze głośniej płakać. Z pokoju obok wyszła Kinga i mama. Obie były w takim samym stanie co Piotrek. Myślałam, że tata z tego wyjdzie. A tym czasem kolejny ważny człowiek odszedł z mojego życia. Kolejna osoba dołączyła do grona siatkarzy w niebie. Podeszłam do mamy i przytuliłam ją. Kingę czekał najcięższy czas, bo to ona była odpowiedzialna za załatwianie wszystkich formalności jako żona, ale wiedziałam że mama jej we wszystkim pomoże. Usiadłam na krześle i schowałam twarz w dłoniach. Piotrek do kogoś dzwonił, a mama z Kingą poszły. Wyjęłam swój, na którym zobaczyłam kilkanaście nieodebranych połączeń. Wszystkie były od Zbyszka. No tak, wyjechałam i nawet nie powiedziałam mu nic. 
- Nikola, gdzie jesteś? - zapytał przerażony, a zarazem uspokojony że żyję.
- W szpitalu - powiedziałam zapłakanym głosem.
- Boże, Nik co się stało?
- Tata. Zbyszek, przyjedź tutaj proszę cię. - nie mogłam już normalnie mówić, tylko płakałam. Powiedziałam mu, że będę nocować u mamy i się wyłączył. Spędziliśmy jeszcze kilka godzin w szpitalu; sama nie wiem po co, ale nie chciałam sama wracać do domu. Dopiero około północy wróciliśmy do mieszkania. Nie chciałam nic jeść ani pić. Umyłam się tylko i położyłam się do łóżka. Nie mogłam spać bo czekałam na Zbyszka. Usiadłam na parapecie i szlochałam cicho, myśląc o tacie. Zauważyłam, że pod blok zajeżdża samochód Bartmana i wybiegłam szybko z pokoju. Otworzyłam drzwi i zbiegłam po schodach. Przy wejściu wpadałam na niego. Zaczęłam znowu płakać; wziął mnie na ręce i zaniósł do domu. 
- A gdzie Julka? - zapytałam gdy położył mnie do łóżka. 
- Została u Igły. A teraz powiedz mi co się stało.
Wtuliłam się w jego nagi tors.
- Kinga zadzwoniła, że tata miał zawał, więc szybko wskoczyłam do samochodu i przyjechałam tutaj. Niestety za późno. Spóźniłam się pół godziny. 
- O boże - powiedział tylko i przytulił mnie mocniej. Zasnęłam może nad ranem, albo w ogóle nie spałam? Robiłam wszystko w amoku. Mama też była jakby nie obecna. Piotrek nas nie słuchał, tylko siedział sam w pokoju, albo w salonie i wpatrywał się w okno. Kinga biegała po mieście i załatwiała sprawy. Nie było sensu siedzieć tu dłużej, więc dzień później wróciliśmy do Rzeszowa.

- Nikola, zjedz coś - było kilka dni po pogrzebie, a ona nadal była smutna. Rozumiałem, że po stracie ojca mogła się załamać, ale bałem się o nią. Słaniała się po domu jak duch. Na treningu też nie szło jej najlepiej. Siedziałem w salonie i czytałem książkę gdy usłyszałem huk. Myślałem, że Nikola albo Julka zbiły coś w kuchni, więc poszedłem sprawdzić. Wszedłem uśmiechnięty sprawdzić, która to taka niezdara. Niestety szybko przestałem się uśmiechać.
- Nikola! - krzyknąłem i podbiegłem do niej. Leżała nieprzytomna na podłodze. Miała słaby puls; złapałem szybko za telefon i zadzwoniłem po pogotowie. Julka znalazła się chwilę później w kuchni i poprosiłem, żeby spakowała torbę dla Nikoli. Jakieś 15 minut później przyjechała karetka i zabrała ją. Chodziłem po domu nie wiedząc co robić. Czy zadzwonić do jej mamy, Piotrka, kogokolwiek.
- Jeźdźmy po prostu do szpitala - powiedziała Julka wychodząc z kuchni. Ja to mówiłem na głos? Zapomniałem o tej najważniejszej opcji. Spakowaliśmy się z Julką do samochodu i pojechaliśmy. W szpitalu powiedzieli, że Nikola jest na badaniach więc czekaliśmy. Godzinę, dwie, nie wiem ile.
- Przepraszam, długo jeszcze? Chciałbym się dowiedzieć co z moją żoną.
- Proszę czekać.
- Proszę pani, ja czekam już kilka godzin! - wkurzyłem się, że nie chcą mi udzielić informacji.
- Rozumiem, że jest pan zdenerwowany, ale jeśli będę coś wiedzieć to dam panu znać - odpowiedziała spokojnym głosem.
- Dobrze, dziękuje - wróciłem do Julki, ale nie mogłem usiedzieć na miejscu, więc chodziłem nerwowo po szpitalu. Po jakimś czasie wyszedł lekarz i podszedł do mnie.
- Pan Bartman? - zapytał patrząc w kartę.
- Tak. Co z Nikolą?
Wziął głęboki oddech i zaczął mówić najgorszą rzecz jaką mi było dane usłyszeć.
- Panie Bartman, jest źle. Myślę, że powinien pan iść teraz do małżonki. To mogą być ostatnie chwile. - spojrzał smutno na mnie.
- Słucham? Ale co jej jest?
- Nawrót choroby. Niestety będzie potrzebny dawca, ale nie wiemy jak to długo potrwa, a pani Nikoli szpik jest potrzebny na teraz. Tym razem choroba jest groźniejsza. Proszę iść do żony. - poklepał mnie po ramieniu i wszedł z powrotem do sali. Zobaczyłem, że Julka staje obok mnie; po jej policzkach spływały łzy. Wiedziała, że to wyrok dla Nikoli. 
- Tato, ja nie chce żeby mama umierała - przytuliła mnie i zaczęła głośniej płakać. Wziąłem ją na ręce i weszliśmy do sali. Nikola leżała słaba na łóżku. Była podłączona pod kilka aparatur. Spojrzała na nas zmęczonym wzrokiem; uśmiechnęła się słabo na nasz widok. Po policzkach zaczęły płynąć mi łzy.
- Nikola, nie możesz nas opuścić. - usiadłem obok i złapałem ją za rękę. 
- Zbyszek, kocham was. Pamiętajcie o tym. Cokolwiek się stanie, zawsze będę przy was - nie wiedziałem, że w ciągu kilku godzin, stan drugiego człowieka może się tak pogorszyć. 
- Proszę, jeszcze nie teraz mamo - Julka przytuliła się do jej nóg. 
- Julia, musisz opiekować się tatą. Spisuj się dzielnie na boisku. - mówiła prawie szeptem. Boże, gdybym zauważył wcześniej, że znowu coś się dzieje to by na pewno do tego nie doszło.
- Mamo, nie - zawyła gdy zamknęła oczy, a aparatura zaczęła cicho pykać. Zwiesiłem głowę i się rozpłakałem. Pamiętam tylko, że na sale wpadli szybko lekarze i wyprowadzili nas z pomieszczenia.

- Sebastian, idziesz ze mną na trening? - zakładałem właśnie buty, gdy schodził szybko po schodach.
- Tak tak. Tata, nie wiesz co się dzieje z wujkiem Zbyszkiem albo Nikolą? Nie mogę się z nimi skontaktować, a chciałem z Julką pogadać.
- Nie wiem. Może są w drodze na trening. Zobaczymy - puściłem do niego oczko i wyszliśmy z domu. Iwona z Domi robiły coś w ogrodzie; pożegnałem się z nimi i na rowerach ruszyliśmy. Zawsze gdy robiło się ciepło, przerzucałem się na ten środek lokomocji. A co! Sezon reprezentacyjny zbliżał się wielkimi krokami; ale teraz nadal trwały rozgrywki klubowe. Ostro trenowaliśmy, żeby osiągnąć to co najcenniejsze, czyli Mistrza Polski. 
- Krzysiu, łańcuch ci się kończy - obok przejeżdżał Kosa. Uśmiechnąłem się do niego i zacząłem szybciej jechać. 
- Tata zwolnij - krzyknął z tyłu Seba. Grzesiek zaczął się śmiać i zajechał na parking. Przypięliśmy rowery do stojaka i we trójkę weszliśmy na halę. 
- Jutro mecz. Słyszałeś, że nie ma już biletów? - zagaił Alek na sali.
- Czekaj, ile to minut trwało? Cztery? 
- Dokładnie. Uwielbiam takie ściganie. Jutro pewnie jeszcze sporo ludzi będzie stać w kolejce.
- To granie przy pełnej hali ma swój urok.
- Proszę o ciszę. - powiedział głośno trener. - Nie będzie z nami Zbyszka i Piotrka. Także proszę o dużą mobilizację, bo nasz jutrzejszy skład będzie osłabiony.
- Ale co się stało? - zapytałem ciekawy i zarazem zaniepokojony.
- Coś z Nikolą. Nie chcieli mi nic powiedzieć. Myślę, że sam powinieneś się spytać.
- Z Nik? - powiedziałem słabo. Cholera, miałem nadzieję, że to nie znowu choroba. Nie mogłem się kompletnie skupić na treningu. Po dwóch godzinach dobrałem się szybko do telefonu ale nikt nie odbierał. Nawet Agata. A Majka nic nie wiedziała. Zacząłem się naprawdę niepokoić.
- Iwona, wiesz co z Nikolą? - może moja żona coś wie. 
- Nie. A co się stało? - zapytała równie zaniepokojona jak ja.
- No właśnie nie wiem. Zbyszka i Piotrka nie było na treningu bo podobno coś z Nik nie tak.
- Dobra, pojadę sprawdzić czy są w domu i dam ci znać.
Wsiedliśmy na rower i popędziliśmy do domu. Strasznie się martwiłem. Gdy odstawiałem rower, zadzwonił telefon.
 - No Piotrek nareszcie. Co się dzieję?

- Patryk, no weź się ogarnij - zaśmiałam się do mojego chłopaka. Rano zawsze nachodziły go sprośne myśli.
- Lubię, gdy tak do mnie mówisz - zaczął całować mnie po piersi, a drugą ręką schodził coraz niżej.
- Zaraz musisz jechać na trening.
- Trening nie zając. Mam ciekawsze rzeczy do zrobienia. 
- Też cię kocham, ale trener cię zabije - mówiłam to, a ciałem robiłam inne rzeczy. Objęłam go nogami i ścisnęłam najmocniej jak się da. To było zbędne, bo i tak wiedziałam, że mi nie ucieknie. 
- No i co ty kobieto robisz? - przyssał się do mojej szyi. Jego podniecenie rosło z sekundy na sekundę. Szybko zdarł ze mnie ubrania i ostro się wbił. Przeszła przeze mnie fala rozkoszy i głośno jęknęłam. Jego biodra falowały coraz szybciej, wchodząc głębiej we mnie. Wiłam się pod nim z rozkoszy; jego nierówny oddech stawał się coraz głośniejszy. Uderzające łóżko o ścianę, znowu zwaliło obraz. Mówiłam mu tysiąc razy żeby je zdjął. Wbiłam paznokcie w plecy, raniąc go do krwi. Jęknął z bólu i z rozkoszy. Wypełnił mnie ostatecznie i doszłam krzycząc głośno jego imię.
- Mandy, kocham się z tobą kochać- opadł na mnie swoim ciałem. 
Niestety nie mieliśmy za dużo czasu, więc szybko musiał się zbierać. O 15 miał trening, a była już 14. Założyłam szybko jego koszulę i zeszłam na dół się napić wody. 
- Mandy ja lecę! - krzyknął z korytarza i wyszedł z domu. Od miesiąca mieszkałam z nim w Jastrzębiu. Zaczęłam chodzić na wszystkie mecze, a szczególna uwagę przywiązywałam do tych gdy grali z Sovią. "Bo w Rzeszowie, bo w Jastrzębiu jest tradycja która łączy kibiców obu miast" - to powiedzenie było wyryte u Patryka, jak u większość Jastrzębiaków, w domu. Ja, jako kibic, mocno brałam sobie je do serca. Wypiłam pół butelki wody i poszłam się myć i ubrać. Dzisiaj postanowiłam założyć czerwone rurki i czarny top. Wychodząc z pod prysznica usłyszałam że ktoś dopija się do mojego telefonu. Popędziłam szybko do pokoju, ale nie zdążyłam odebrać. Dziwne, dzwoniła mama Nikoli. Musiało się coś stać, bo zawsze dzwoniła w poważnych sytuacjach. Oddzwoniłam szybko; usłyszałam jej głos i to co później dane mi było słyszeć, zmieniło mój świat na nowo.

Nikola Spadała w przepaść. Ostatnie co zobaczyła to Julkę i Zbyszka. Oboje smutni, zapłakani. Przed oczami mijało jej całe życie. Widziała każdą scenę: tę lepszą , tę gorszą. Mamę, tatę, Zbyszka, Victora. Co za cudowne uczucie być wolnym, nie czuć nic. 
- Tata? - zobaczyła pape w drugim końcu pomieszczenia. Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął do niej rękę.
- Victor - zaskoczona spojrzała na człowieka stojącego obok. Również się uśmiechnął i wyciągnął rękę.
- Arek? - spytała nie pewnie na widok młodego mężczyzny. Znała go tylko ze zdjęć Krzyśka. Skinął głową, i powtórzył czynność Victora i taty. 
- Boże, Agata - uśmiechnęła się szeroko. Znała ją bardzo dobrze. Co prawda też ze zdjęć, ale chyba właśnie podzieliła jej los. Też zostawiła męża i córkę na tamtym świecie.
- Pani Maria - tę kobietę również znała. Co prawda tylko ze snów i ze zdjęć, ale Arka i Agaty też nie znała. było tam więcej osób, które uśmiechały się i wyciągały do niej pomocną dłoń. Nie wiedziała którą złapać; chciała wszystkie, ale to było nie możliwe. Zamknęła oczy i zastanawiała się co robić. Gdy je otworzyła, tych osób już nie było. Została całkiem sama. A co by było gdyby kogoś złapała? Czy by przetrwała dalej? A może wręcz przeciwnie? 
-------------------------------------------
po pierwsze chciałam was przeprosić(znowu), że był dzień przerwy.
po drugie: jestem zaskoczona wynikami piątkowych meczów. Na korzyść i na niekorzyść.
po trzecie: dzisiaj starcie mojej kochanej Sovii i Delci. Nie wiem czy to przeżyje :D
po czwarte: pozdrawiam Julkę, Justynę i Krysie
(którę może to czytają :D) oraz wszystkie parówki z grupy. Kocham was <3
po piąte: Ostatni

15 komentarzy:

  1. ...w szoku jestem O_o , strasznie mnie zaskoczyłaś w tym rozdziale, ale o to w tym chodzi, pięknie!!! :D
    Goooooo Sovia :)
    Ana

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatni?! ;`/(((((((

    OdpowiedzUsuń
  3. nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee, nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee ona nie może umrzeć, nie ma takiej opcji nie uśmiercaj jej błagaaaam!
    hah a ja jutro będę w bydgoszczy na meczu! :D
    ~anula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooooo jak ja Ci zazdroszczę! :D
      Ana

      Usuń
    2. ja też ci zazdroszcze ;d moje dwa ulubione zespoły grają;(czemu to nie jest już finał ;/

      Usuń
    3. wypatrujcie mnie w tv ;d i odwolajcie snieg, bo chce jechac autkiem a nie busem :((
      nie uśmiercaj Nik!
      ~anula

      Usuń
  4. Boże ona nie może umrzeć ! nie zasłużyła na to !

    OdpowiedzUsuń
  5. ciekawe czy Jula może być dawcą... ;) co do rozdziału-to sie porobiło... ale Nik nie może umrzeć.! :c
    Olgaaa xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Nnnno. Chwila wolnego czasu i jestem. Cóż to się porobiła?! Biedna Nikola, mam nadzieję że znajdą dawcę- może Julię, a może kogoś innego. Mam nadzieję że nikogo nie uśmiercisz! ;p
    A co do meczy- ja jestem bardzo zadowolona jak na razie- JW zmiażdżył ZAKSĘ, więc skaczę z radości. Zobaczymy co w następnych, bo na pewno nie odpuszczą tak łatwo. Wieczorem kolejne emocje- całym sercem za Sovią! <3 Ale cieszę się na Wronę ;)

    + zapraszam do mnie na 10- http://dzikaprzygodazsiatkowka.blogspot.com/
    Buziaki, S. ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. mam pytanie... to Nik zmarła czy żyje ale jest w ciężkim stanie ? ;(( boo jak to przeczytałam to nie mogłam zajażyć . .

    a co do meczu too już się nie moge doczekać ;)) oczywiście jestem za RESOVIĄ <333

    myślę, że następne rozdziały będą weselsze i jednak nik to przeżyje :)
    Pozdrawiam Gosia :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny jest Twój blog. Czytam już trochę ale byłam tak leniwa, że nie komentowałam :( Doprowadziłaś mnie dzisiaj do łez ;(

    Dalej Sovia !
    Pozdrawiam. Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się bardzo :) jak na razie Sovia nie daje rady :( ale wierze że wygrają xd

      Usuń
  9. Mam nadzieję, że Nik przeżyje. Smuty rozdział ;(
    Mam takie pytanie. Kiedy na drugim blogu pojawi się kolejna część?? ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem. narazie sprowadzę tego i myśle że na tym drugim dodam coś po skończeniu tutaj. chyba że wcześniej coś skleje :)

      Usuń