środa, 13 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 94

Całkiem szybko zajęło nam urządzenie się w nowym domu. Podczas nieobecności Zbyszka ustawiałam wszystko tak jak powinno być a nie jak mój ukochany sobie ustawił. Oczywiście pewnego dnia zauważył moje machlojki i nieźle mi się oberwało.
Ciążę znosiłam bardzo dobrze; okazało się, że będziemy mieć córeczkę z czego bardzo oboje się ucieszyliśmy. 
- Wiesz tak sobie myślę, że mam wielkie szczęście - oznajmił mi Zbyszek pewnego wieczoru. 
- Bo masz mnie? 
- Ciebie, dzieci, siatkówkę, nawet Igłę.
- O tak przez niego to w szczególności masz szczęście - dodałam z uśmiechem.
- Gdyby nie on to nie wiadomo jakby się nasze losy potoczyły.
- Aha czyli uważasz, że to dzięki niemu jesteśmy razem?
- No a nie?

- Wiesz co Zbyszek, ja wychodzę. Nie mam ochoty na ciebie patrzeć - Jezu, zapomniałem jak to jest jak kobieta jest w ciąży. O takie coś żeby się wkurzać. Zaśmiałem się i poszedłem za nią do pokoju.
- Nikola
- Wyjdź. Chce zostać sama.
Pomimo jej prośby zbliżałem się bardziej do łóżka.
- Zbyszek nawet nie próbuj. Chce zostać sama!
Odpuściłem i wyszedłem. Zdążyłem jeszcze usłyszeć, że na nikogo nie może liczyć. Eh te kobiety. 

- Zobaczymy się na treningu - krzyknąłem do niej gdy wychodziłem do pracy.

Późnym popołudniem wracałam sama do domu ponieważ Zbyszek miał coś jeszcze do załatwienia. Trening poszedł całkiem nieźle, ale coraz gorzej mi się stało, że o za ciasnych spodniach nie wspomnę. Zbyszek się martwił, że już nie powinnam w tym stanie pracować bo coś mi się jeszcze stanie. Ale ja go oczywiście nie słuchałam. 
Wróciłam do domu i zamiast robić kolację to położyłam się spać. Arek został u Ignaczaków więc miałam chwilę spokoju.
Pewnie dalej bym spała, gdyby nie to że ktoś dzwonił i dzwonił. Na początku myślałam że to sen ale potem już zmuszona byłam wstać.
- Co Igła, Arek ci daje w kość? 
- Nikola, Zbyszek miał wypadek. Zaraz po ciebie przyjadę nie ruszaj się z domu.
- Igła co ty pierdolisz?
- Nikola nie denerwuj się. Zaraz będę.
Rozłączył się, a ja próbowałam dodzwonić się do Zbyszka. Cholera, miał wyłączony telefon.
Ubrałam się szybko i wyszłam przed dom. Poczułam, że jeśli zaraz nie dowiem się co z nim to urodzę.
W tym samym momencie podjechał Krzysiek.
- Żyje?
- Tak, ale nie jest dobrze - miał bardzo smutną minę. Poczułam, że łzy same wypływają mi z oczu. 
- Gdzie Arek?
- W domu siedzi z Iwoną.
- To dobrze to dobrze.
Modliłam się w duchu żeby Zbyszek przeżył. On nie może umrzeć. Szczególnie teraz w takim momencie. Zdałam sobie sprawę, że ciąży nad nami pech. Jak nie ze mną, to z nim się coś dzieje. 

Wpadliśmy do szpitala, po czym skierowali nas do odpowiedniej sali. Przeżyliśmy szok widząc puste łóżko, gdzie ponoć miał leżeć Zbyszek. Nogi się ugięły pode mną.
- Przepraszam, gdzie jest Zbyszek? - zapytał Krzysztof przechodzącej obok pielęgniarki. 
- A państwo z rodziny?
- Tak!
- Jest na sali operacyjnej.
- Co mu się stało? - spytałam zrozpaczona.
- Miał poważny wypadek samochodowy. Złamana ręka i obrażenia klatki piersiowej. Przepraszam, ale muszę iść. Proszę być dobrej myśli. 
Objęłam Krzyśka i zaczęłam płakać. 
- On nie może umrzeć. Nie teraz - płakałam mu w koszulę z bezradności.
- Nikola, wyjdzie z tego, zobaczysz. 
Usiedliśmy na krzesłach najbliżej sali operacyjnej i teraz pozostało nam tylko czekać.

1 komentarz: