poniedziałek, 14 grudnia 2020

ROZDZIAŁ 102

- Wiesz co Nikola, myślę że przydałyby nam się jakieś wakacje. Tylko ja i ty bez dzieci - zagaił do mnie Zbyszek kilka dni później.
- Tak, a kto z nimi zostanie? 
- Twoja mama. Już z nią rozmawiałem. 
- Coś konkretnego masz na myśli?
- Majorka 10 dni tylko ty i ja. No i Albert z Laurą - dodał po chwili.
- Stać nas? - takie wczasy na pewno sporo kosztowały.
- Nikola, nie jesteśmy biedni.
- Na pewno biedniejsi.
- Hej, co jest? Przecież nie żyjemy od pierwszego do pierwszego, dzieciom niczego nie brakuje. Zresztą nam też. 
- Ja wiem, ale 
- Skarbie, odpoczynek dobrze nam zrobi.
- No dobrze, niech będzie. To kiedy wyjazd?
- Pojutrze. 
- Zbyszek, ty chyba jesteś nie poważny. Przecież ja muszę iść na jakieś zakupy; spakować dzieci. Czy ty myślisz, że ja to zrobię w ciągu jednego dnia?
Zaczął się śmiać ze mnie. Pocałował mnie w głowę i wyszedł do pracy.  

Chciałem trochę czasu spędzić ze swoim bratem, lepiej go poznać.  Nadal nie rozumiałem czemu moi rodzice tak postąpili. Przecież oboje byliśmy zdrowi, niczego przy urodzeniu nam nie brakowało. Było mi przykro z tego powodu, ale czasu nie cofnę, a poza tym nie mogę decydować za kogoś. Natomiast czułem ogromną wściekłość do moich rodziców. 
- Tato, nad czym tak myślisz? - usłyszałem Julkę.
- Nad moim bratem.
- Ciężka sytuacja. Powiem ci, że zaczęłam się zastanawiać czy ja nie mam żadnego rodzeństwa. Wiesz o co mi chodzi.
- Tak córeczko wiem. Nie chciałabyś poznać swoich biologicznych rodziców?
- Chciałabym, ale nie wiem od czego zacząć.  - Trochę zszokowała mnie tą odpowiedzią.
- Dowiem się wszystkiego i pomogę Ci - przytuliłem moją małą kruszynkę. Bałem się, że po tylu latach możemy ją stracić.
- Tato, ale żeby nie było wątpliwości. Kocham Ciebie i mamę i to się nie zmieni. Wy jesteście moimi rodzicami. Wy mnie uratowaliście. Chce po prostu ich poznać i porozmawiać.
Nie powiem, bo kamień spadł mi z serca. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy i Julka poszła na trening. Ja też się zbierałem do domu, do kochającej rodziny.

Nie powiem bo trochę panikowałam. Nie miałam żadnego stroju do opalania, sukienek letnich, kosmetyków. Nie byłam przygotowana na taką wyprawę. Usłyszałam jak Zuźka zaczyna płakać więc wyszłam z garderoby i poszłam do jej pokoiku.
- Cześć skarbeńku. Jak się spało? - mała na mój głos zaczęła się śmiać. Miała dwa śliczne ząbki na dole. Cała była prześliczna. 
- Kochanie, jestem - usłyszałam z korytarza. Wyszłam z mała na rękach. 
- Hej. Jak w pracy?
- Musimy porozmawiać. Ale to po kolacji. Jak tam moja dziewczynka? Była grzeczna? - porwał Zuzię na ręcę, przez co mała zaczęła się głośno śmiać. 
- Zbyszek, zostajesz już w domu?
- Tak. A coś się stało?
- Chciałam iść z Iwoną na jakieś zakupy żeby mieć coś na wyjazd.
- Nik, jasne leć. Porozmawiamy jak dzieciaki pójdą już spać.
- Kocham cię, wiesz? - powiedziałam całując go mocno w usta.
- Ja Ciebie też. A teraz leć.
Poszłam do Iwony i jej autem jechaliśmy do galerii.
- Powiedz mi kochana co Ty w ogóle chcesz kupić?
- Muszę mieć jakieś stroje kąpielowe plus sukienki. 
- No dobra, to połowa sukcesu za nami - zaśmiała się. Już wiedziała co ją czeka, ponieważ to nie były nasze pierwsze zakupy. Zawsze pytała się czego szukam, a i tak wychodziłyśmy z czym innym. Ale tym razem musi być inaczej. 

Po trzech godzinach w końcu stwierdziłam, że mam już wszystko czego mi potrzeba.
- Nikola, Zbyszek na twój widok znowu się zakocha - powiedziała Iwona, gdy przymierzałam czerwony strój.
- Myślisz, że da się bardziej?
- Nie wiem. To się okaże. 
- Ale niespodzianka z tym jego bratem. Powiem ci, że nie spodziewałam się tego po jego rodzicach. To znaczy po tacie bo mamy nie znam.
- Daj spokój. Całe szczęście, że obaj wyszli na ludzi. 

W końcu nadszedł wyczekiwany wylot na Majorkę. Dzieci zostały u mamy Nikoli. Miała ich doglądać Julka i pomagać też Magdzie. Nikoli nie przeszedł strach przed lataniem i tak jak zawsze złapała mnie mocno za rękę podczas startu. 
- Nikola nie myślałem, że masz w sobie tyle siły - zaśmiałem się do niej. Spojrzała na mnie wrogo.
- Nie nabijaj się ze mnie.
- Oj kochanie no przecież żartuje.
- Mało śmieszne.
 Kurcze, co ją ugryzło. 

Dziwnie się czułam. Byłam bardzo niespokojna. Ale pewnie było to spowodowane lotem i tym, że jestem bez dzieci. W końcu po kilku godzinach lotu dotarliśmy na miejsce.
- Witajcie w raju - krzyknął Albert wysiadając z samolotu.


1 komentarz: